Dzień/ noc w każdym razie dobra …
Rozgrzała mnie Pani do tak intensywnych rozmyślań, że boje
się, że dziś zamieszczę tu niezliczoną ilość słów. Sama jest sobie Pani winna
;), emocje nie potrafią ucichnąć, a ja zdaję się być jakoś wyłączony, koduje w
głowie zdania, które pragnę wydeklamować na klawiaturze, wspominam, układam, by
stworzyć jakkolwiek dostępną spójną całość. So … Let’s try!
Myślę, że z pełną premedytacją i pewnym podstępem
wręczyliśmy sobie właśnie te książki. Wybór był świadomy. Panią zjadała
ciekawość, jak zareaguje na treść, jak ją zinterpretuje i czy zdołam się niej
dobrowolnie ponieść. Cóż, ja byłem ciekaw, czy będzie Pani potrafiła powiedzieć
wprost o swoich odczuciach. Widzi Pani… Ja Panią już nieco poznałem, prawie
cztery lata w jednej szkole, wspólny tydzień na Malcie, poranki, przegadane noce, podróże i
rozmowy a teraz fancy, które z każdym następnym wpisem otwierają nas przed
sobą. Więc przypuszczałem, że reakcja będzie właśnie taka, ale ludzie z
zewnątrz, jak i wewnątrz, ci, którzy nas czytają, wiedzą tylko tyle, że jest
Pani dyrektorką dość popularnego technikum, a o mnie wiedzą tyle, że jestem
jego uczniem… Na tym kończy się ich wiedza.
Niestety albo stety, trudno wybrać. Jednak przepełnia mnie
pewna myśl, że tymi wpisami otwiera Pani oczy nam-młodym, którzy nagle mogą
zorientować się, że Ci starsi wcale nie są tacy ,,zacofani’’, tacy niedostępni,
tylko właśnie otwarci i chętni do wymiany spostrzeżeń. Czasem wyczekują w
gotowości tego odpowiedniego momentu, aby móc wymienić choć zdanie, dają znaki,
sugestie - ,,Zawsze możesz na mnie liczyć.’’. Tak jak powtarza Pani, że biuro z
plakietką ,,dyrekcja’’ zawsze jest dla nas otwarte. Myślę, że to obłędnie
ważne. My młodzi w wieku, w którym odnajdujemy siebie, swoją tożsamość,
pragniemy jednego-wysłuchania. Tak jak i w książce Szczygielskiego. Uczeń,
który był homoseksualistą, chciał ukryć to przed całym światem, a jednocześnie
chciał w końcu się tej prawdy wydobyć z siebie. Potrzebował tylko pewności, że
ktoś go wysłucha. Ilu napotykamy takich osób każdego dnia? Które z odmienną
orientacją, poglądami na życie, ,,nietradycyjnym’’ wyznaniem religijnym,
czekają tylko na jedno – na słuchacza, który weźmie na swoje barki słowa,
pozwoli sobie zaufać i być jak słowny magnes, który przyciągnie nawet te
najdrobniejsze, cicho wygłoszone. My nie czekamy na rady, nie lubimy rad,
chcemy się ,,sparzyć’’, chcemy zrobić tak jak nam w duszy lub sercu gra, ale
potrzebujemy słuchacza, do którego będziemy mogli się zwrócić w krytycznym
momencie i powiedzieć z pokorą ,, potrzebuje pewnej atencji ‘’.
Ostatnio prowadziłem pewną żywą rozmowę. Jak gdyby w nieco
innym wymiarze. Bez telefonów, Internetu i całego typowego zgiełku. Tylko
wyrzucane słowa z prędkością pocisku rewolweru i spojrzenia przepełnione
ciekawością, coś całkowicie normalnego, a jednocześnie bardzo, jak na dziś,
niesamowitego. Pewne zdania mimo upływu czasu nadal krążą mi po głowie i znowu
wrócę do atencji. Po wymianie poglądów, spostrzeżeń pojawiła się pewna jakże
trafna myśl ,, My ludzie, każdy bez wyjątku, choćbyśmy nie wiem jak udawali,
potrzebujemy atencji, zauważenia, świadomości, że ktoś nas widzi … że nie
jesteśmy niewidzialni’’. Czuje, że to jest ziarno prawdy, do którego nie każdy
z łatwością potrafi się przyznać. Przecież jesteśmy sobą, nie potrzebujemy
aprobaty innych. Czyżby? Przecież nie wrzucamy zdjęć na facebook’a czy
instagram’a z myślą, żeby coś uwiecznić, tylko raczej z myślą, żeby coś … lub
siebie pokazać. Wstawiamy i liczymy, że dostaniemy ,,lajka’’, że ktoś łaskawie
skomentuje. To nas jakoś buduje, aż zataczamy pewne koło i trafiamy do miejsca,
gdzie nie potrafimy żyć bez poczucia, że jesteśmy super. Sam taki jestem, oczywiście
u mnie przeważa pewien niewytłumaczalny narcyzm ,do którego przyznaje się bez
precedensu, bo przed sobą udawać nie będę, ale tak jest, liczymy, że to, co
wrzucimy w sieć, komuś się spodoba. Chcemy słyszeć komplementy, a jednocześnie
udawać, że zawstydzają nas one niebotycznie. Cóż… może to pewien sposób na
dowartościowanie? Może jednak nasza porażka, że nie potrafimy być indywidualni,
nietypowi. Znowu powrócę do tej rozmowy. Padało wiele słów, tak jak wiele
kropel deszczu padało w listopadzie. Jednak skupmy się na indywidualności. ,,
Mamy możliwość bycia kim chcemy, mamy wszystko pod ręką, każdą zachciankę każdą
inność … wszystko jest modne i wszystko przestaje być modne, a mimo to
wybieramy rzeczy, które już ktoś ma, nie chcemy być indywidualni i nietypowi –
boimy się tego’’. To mnie uderzyło. Jak to nie chcemy być nietypowi, przecież
wszyscy jesteśmy różni…
Po przekopaniu głowy, po obserwacjach, rozmowach,
doświadczeniach chyba czas się przyznać, że się myliłem. Panicznie boimy się
nieprzystawalności. Lękamy się, że będziemy outsiderami, że nasze grono nie
będzie wypełnione po brzegi popularnymi personami. Czasem boimy się nawet
pokazać swoje własne ja, bo trapi nas myśl, że ktoś mógłby tego nie zrozumieć,
mógłby stwierdzić, że jestem dziwny. Słowo dziwność i inność jest jak wyrok.
Nie czerpiemy żadnej satysfakcji z poczucia, że drugiej takiej osoby jak my nie
ma. Porównujemy się do innych, wzorujemy się na innych aż w końcu, gdy jesteśmy
już tacy ultra popularni, genialnie i modnie wyglądający stoimy w tłumie i co
wtedy? Czy wtedy jesteśmy nadal sobą, czy już tylko wytworem swojej i ludzkiej
(wymaganej od nas) wyobraźni?
Jesteśmy nikim.
Nie upieram się już, że jestem taki ,,inny’’ niż wszyscy,
oczywiście może lekko ,,skrzywiony’’ na tle osób, które znamy, ale waham się,
czy faktycznie znamy je takimi, jakie są. Na ile potrafią być sobą w miejscach
pracy, szkole, domu a na ile są sobą, gdy wsiadają w pociąg i wyjeżdżają do
innego miasta, do innych znajomych ,przy którym nie musieli tworzyć bezpiecznego
odzienia, które zwykli zakładać każdego ranka. Jest to smutne, naprawdę
prowokuje mnie do niewytłumaczalnego smutku. Choć wpełzając w przeszłość, widzę
siebie, gdy starałem się (sam nie wiem, po co) być kimś innym niż jestem. Teraz
jest wiele tematów i zarejestrowanych poglądów, o których mówię głośno (i
mówić będę nadal), a jeszcze parę lat temu wstydziłem się mówić ich na głos
samemu sobie. Być może to był strach- a może pewna niedojrzałość. Tylko gdzie
kończy się dla nas granica na usprawiedliwianie? Wiecznie nie możemy się
tłumaczyć – ,,Nie byłem sobą, bo do tego nie dojrzałem.’’, ,Nie byłem sobą, bo
środowisko mi na to nie pozwalało.’’.
Mijamy ich, tych ,,innych’’ każdego dnia, którzy w kapturach
chowają swoją prawdziwą tożsamość, swoją prawdę o sobie na rzecz bycia kimś
przystającym, zgubnie pasującym do reszty. To przecież takie banalnie łatwe.
Zagubieni krążymy po tym świecie, szukając siebie, jak ćmy szukają światła lamp
w upalne wakacyjne noce. Rozbijamy się jak fale o brzeg i walczymy. Tak walczymy
każdego dnia, czy warto być sobą, czy może to jeszcze nie nasz czas …
Pani jest właśnie dla mnie takim przykładem, że można być na
pewnej ważnej pozycji, ale równocześnie być sobą. Wrzucić w sieć,,.. że tak
popełniam błędy (nasza pierwsza rozmowa), tak, przeczytałam książkę poleconą
przez ucznia i myślę, że powinna być ona wręcz obowiązkowa, mimo swej
kontrowersyjności.’’. Dlaczego zatem odwaga to cecha, która rozpływa się pośród
ludzi, dlaczego wdziera się w nas jakiś niewytłumaczalny strach przed samym
sobą? Dlaczego ukrywamy swoje myśli, pasje, orientacje, wierzenie i wszystko?
Dlaczego łatwiej jest być nam kimś … niż samym sobą?
ps. zdjęcia z gór, mam ogromną ochotę na góry ... albo może po prostu na podróż.
M.
Zadałeś mi kilka pytań. "Ja jedna jestem całym swoim teatrem"- powiedziała jedna z moich Skandalistek- Mary Ellen Pleasant. Gdyby to jednak wystarczało....gdyby człowiek mógł tylko martwić się sobą...Myślę, że Twój tekst jest bardzo ważny dla wszystkich Twoich koleżanek i kolegów, którzy jak napisałeś- ukryci w kapturach nie chcą pokazywać swojej prawdziwej twarzy, co nie znaczy, że nie chcą być niewidzialni...Dlaczego nie chcą? Bo się boją. Nie siebie, boją jak zostaną przyjęci, odebrani, jeżeli funkcjonują poza przyjętym prawem normalności- wolą uciec w jakiś tam niebyt społeczny- niż narazić się na społeczne odrzucenie. Tego boimy się najbardziej: że nasze "ja" może być nieprzystawalne do rzeczywistości... Jeżeli do tego dojdzie nieśmiałość, brak pewności siebie, zwątpienie, że się uda- giniecie w tych kapturach...
Bycie sobą...przez całe życie TO tworzymy tak naprawdę. Rozdarci pomiędzy narcyzmem, egoizmem, egocentryzmem, oryginalnością, innością- uczymy się wiele lat, by pokazać i zaakceptować siebie. To trudne i złożone, bo zawsze poddane ocenie. Bynajmniej to nas tak mocno deprymuje. I wtedy ten słuchacz...oj jak bardzo on jest potrzebny! Wystarczy tylko przełamać barierę wstydu, wystarczy tylko zaufać, odważyć się, zdecydować- niewiele?? Nie, to jak przepłynąć ocean dla nastolatka. Szkoda, że jako potencjalni słuchacze jesteśmy gdzieś na końcu Waszej check listy... Niestety wiem też, że w dużej mierze jako ogół trochę zapracowaliśmy sobie na tę pozycję...to ironia, smutna dość, bo chciałabym bardzo, żeby jednym z egzaminów nauczycielskich, który zdajemy- był właśnie ten ze słuchania...z uważnego obserwowania...z analizowania- a nie oceniania...To jest najłatwiejsze. Zrozumieć- trudniej.
Mat, pytasz mnie dlaczego łatwiej być kimś...niż sobą. To jest pewien rodzaj słabości. Uciec w zewnętrzność, narzuconą konwencję. Tak bardzo często robią dorośli. Przez całe życie ludzie nabywają wiele negatywnych doświadczeń i ocen, że ostatecznie owijają się kokonem i tak sobie wiszą, pozornie bezpieczni. Pozornie, bo zamykając ujście naszego wnętrza - po prostu z czasem stajemy się nieszczęśliwi. Ale bynajmniej mamy spokój, bo ludzie nie gadają. I czujemy się bezpiecznie.
Można tez inaczej. Nie zamykać tej naszej osobowości w przewidywalnym kokonie. I do tego zawsze Was zachęcam. Bo wiem, że warto, bo taka jestem. Jeżeli spotykasz się z odrzuceniem siebie u innej osoby, to znaczy tylko tyle, że ona nie ma w sobie cechy, siły, by Cię zrozumieć. Tylko tyle. Dlaczego na siłę mamy przeglądać się w innych jak w lustrze, tym bardziej, że nie jest ono przecież z zasady idealne?
Czy warto zabiegać o akceptację u innych? Nie warto- choć bardzo cieszy to i motywuje, gdy nas akceptują.
Czy warto zabiegać o akceptację siebie? Oczywiście, że warto.
Doświadczenie pokazuje, że gdy zaakceptujesz i zrozumiesz siebie- z czasem znajdziesz i to drugie. Ale od tego trzeba chyba zacząć...
Młodość- błędy, szaleństwa, ekstremalne doznania- tak, to wszystko prawda co piszesz. Ale też nie do końca wiem, czy to jest odkrywanie siebie wyłącznie- raczej kosztowanie świata. Ten głos zza światów /czyli zrzędzenie dorosłych:)/- powinien przebijać się przez amok i podniecenie nowymi doświadczeniami- bo oni po prostu mają już więcej za sobą. Tylko tyle Mat. To nie jest żadna ocena. Przecież turysta, który schodzi z góry widział więcej niż ten, który dopiero wspina się na nią. Nawet, jeśli wybierzesz inną drogę może Cię ostrzec...co z tym zrobisz...to już Twój wybór. Ale warto czasem....posłuchać.
Będziesz się szarpał i potykał, będziesz płakał czasem z bezsilności, by za chwilę śmiać się i cieszyć życiem, będziesz kochał i ta miłość będzie czyniła Cię szczęśliwym- a czasem pokonanym. Za każdym razem wsłuchuj się w siebie, czy na pewno rozumiesz to jaki jesteś w danej chwili... Czasem ta maska, którą mamy chroni nas po prostu przed cierpieniem. Szczególnie wtedy, gdy stajemy przed ścianą.....ale o tym już przecież rozmawialiśmy.... (link)
Nie zgadzam się z Tobą, że jesteście nikim. Każdy z Was to arcydzieło. Nie zawsze tylko rozumiane...
E.
Zadałeś mi kilka pytań. "Ja jedna jestem całym swoim teatrem"- powiedziała jedna z moich Skandalistek- Mary Ellen Pleasant. Gdyby to jednak wystarczało....gdyby człowiek mógł tylko martwić się sobą...Myślę, że Twój tekst jest bardzo ważny dla wszystkich Twoich koleżanek i kolegów, którzy jak napisałeś- ukryci w kapturach nie chcą pokazywać swojej prawdziwej twarzy, co nie znaczy, że nie chcą być niewidzialni...Dlaczego nie chcą? Bo się boją. Nie siebie, boją jak zostaną przyjęci, odebrani, jeżeli funkcjonują poza przyjętym prawem normalności- wolą uciec w jakiś tam niebyt społeczny- niż narazić się na społeczne odrzucenie. Tego boimy się najbardziej: że nasze "ja" może być nieprzystawalne do rzeczywistości... Jeżeli do tego dojdzie nieśmiałość, brak pewności siebie, zwątpienie, że się uda- giniecie w tych kapturach...
Bycie sobą...przez całe życie TO tworzymy tak naprawdę. Rozdarci pomiędzy narcyzmem, egoizmem, egocentryzmem, oryginalnością, innością- uczymy się wiele lat, by pokazać i zaakceptować siebie. To trudne i złożone, bo zawsze poddane ocenie. Bynajmniej to nas tak mocno deprymuje. I wtedy ten słuchacz...oj jak bardzo on jest potrzebny! Wystarczy tylko przełamać barierę wstydu, wystarczy tylko zaufać, odważyć się, zdecydować- niewiele?? Nie, to jak przepłynąć ocean dla nastolatka. Szkoda, że jako potencjalni słuchacze jesteśmy gdzieś na końcu Waszej check listy... Niestety wiem też, że w dużej mierze jako ogół trochę zapracowaliśmy sobie na tę pozycję...to ironia, smutna dość, bo chciałabym bardzo, żeby jednym z egzaminów nauczycielskich, który zdajemy- był właśnie ten ze słuchania...z uważnego obserwowania...z analizowania- a nie oceniania...To jest najłatwiejsze. Zrozumieć- trudniej.
Mat, pytasz mnie dlaczego łatwiej być kimś...niż sobą. To jest pewien rodzaj słabości. Uciec w zewnętrzność, narzuconą konwencję. Tak bardzo często robią dorośli. Przez całe życie ludzie nabywają wiele negatywnych doświadczeń i ocen, że ostatecznie owijają się kokonem i tak sobie wiszą, pozornie bezpieczni. Pozornie, bo zamykając ujście naszego wnętrza - po prostu z czasem stajemy się nieszczęśliwi. Ale bynajmniej mamy spokój, bo ludzie nie gadają. I czujemy się bezpiecznie.
Można tez inaczej. Nie zamykać tej naszej osobowości w przewidywalnym kokonie. I do tego zawsze Was zachęcam. Bo wiem, że warto, bo taka jestem. Jeżeli spotykasz się z odrzuceniem siebie u innej osoby, to znaczy tylko tyle, że ona nie ma w sobie cechy, siły, by Cię zrozumieć. Tylko tyle. Dlaczego na siłę mamy przeglądać się w innych jak w lustrze, tym bardziej, że nie jest ono przecież z zasady idealne?
Czy warto zabiegać o akceptację u innych? Nie warto- choć bardzo cieszy to i motywuje, gdy nas akceptują.
Czy warto zabiegać o akceptację siebie? Oczywiście, że warto.
Doświadczenie pokazuje, że gdy zaakceptujesz i zrozumiesz siebie- z czasem znajdziesz i to drugie. Ale od tego trzeba chyba zacząć...
Młodość- błędy, szaleństwa, ekstremalne doznania- tak, to wszystko prawda co piszesz. Ale też nie do końca wiem, czy to jest odkrywanie siebie wyłącznie- raczej kosztowanie świata. Ten głos zza światów /czyli zrzędzenie dorosłych:)/- powinien przebijać się przez amok i podniecenie nowymi doświadczeniami- bo oni po prostu mają już więcej za sobą. Tylko tyle Mat. To nie jest żadna ocena. Przecież turysta, który schodzi z góry widział więcej niż ten, który dopiero wspina się na nią. Nawet, jeśli wybierzesz inną drogę może Cię ostrzec...co z tym zrobisz...to już Twój wybór. Ale warto czasem....posłuchać.
Będziesz się szarpał i potykał, będziesz płakał czasem z bezsilności, by za chwilę śmiać się i cieszyć życiem, będziesz kochał i ta miłość będzie czyniła Cię szczęśliwym- a czasem pokonanym. Za każdym razem wsłuchuj się w siebie, czy na pewno rozumiesz to jaki jesteś w danej chwili... Czasem ta maska, którą mamy chroni nas po prostu przed cierpieniem. Szczególnie wtedy, gdy stajemy przed ścianą.....ale o tym już przecież rozmawialiśmy.... (link)
Nie zgadzam się z Tobą, że jesteście nikim. Każdy z Was to arcydzieło. Nie zawsze tylko rozumiane...
E.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz