czwartek, 8 grudnia 2016

07. o nieznośnym bycie i poukładanych bierkach

,,Historia jest równie lekka, jak jednostkowe życie ludzkie, lekka jak puch, jak unoszący się kurz, jak to, czego jutro już nie będzie.’’.

Nieprzypadkowo zaczynam od sentencji z piątej części ,, Nieznośnej lekkości bytu’’ Milana Kundery. Przecież jutro już nie będę wyczekiwał dalszych losów, myśli, sentencji. Książka skończona, choć było to najbardziej zwlekane zakończenie w mojej dotychczasowej ,,karierze’’ czytelnika. Dlaczego? Bez precedensów, przyznam się Pani wprost. Bałem się. Ale pozwoli Pani, że zacznę od początku, o ile jest to w ogóle możliwe. Trudno jest pozbierać myśli do jednego worka, po tak egzystencjalnych przeżyciach.



Czytając poleconą przez Panią książkę, miałem nieprzerwane i nieodparte wrażenie, że poprzez opowieść Kundery wgłębiam się w umysł osoby, która mimo ogromnego i niepodważalnego życiowego doświadczenia, w moim wieku być może myślała równie podobnie co i ja. Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby Kundera żył dziś obok mnie, zapewne miałbym pewien punkt podparcia. Świadomość, że moje często niezrozumiałe przez innych odczucia odnośnie miłości, ludzi czy bytu, nie są aż tak nieprzystępne.

Każdy następny rozdział zaczynałem ze świadomą fascynacją, ale również nieposkromionym przerażeniem. Ta książka dotyka bardzo mocno wszystkich uczuć. Stawia wiele pytań, na wiele z nich nie odpowiada. Zostawia nas z tym samych. Sami trawimy zapisane słowa, sami trawimy swoje myśli. Dogłębnie zagłębiając się w coraz to głębszych płaszczyznach swoich filozofii.

Tak najprościej i najbardziej błaho mogę stwierdzić jedno - ,,Nieznośna lekkość bytu’’ rozwaliła mnie na łopatki. Momentami, gdy chłonąłem coraz to nowe słowa, czułem tak skrajne emocje, że musiałem odpocząć. Porzucić lekturę, zająć się … a przynajmniej usiłować zając się czymś innym. Ale jak myśleć o czymś innym, gdy w głowie kłębi się sentencja - ,, Ten, kto ciągle chce zajść „gdzieś wyżej”, musi liczyć się z faktem, że pewnego dnia poczuje zawrót głowy. Cóż to jest zawrót? Lęk przed upadkiem? Ale czemu odczuwamy zawrót głowy również na szczycie wieży otoczonym bezpieczną barierą? Zawrót głowy to coś innego niż lęk przed upadkiem. Zawrót głowy oznacza, że nas ta głębia pod nami przyciąga, wabi, budzi w nas pragnienie upadku, przed którym bronimy się przerażeni.’’. Dalej, ,, Ten, który upada: mówi: „Podnieś mnie!”. Z jaką mocą trafiają te słowa do mnie, jako osoby, która jest na etapie bezgranicznego pragnienia wzniesienie się ponad… wyżej… uniesienia się bez zbędnego balastu przeszłości. Gdy stoję u schyłku rozpoczęcia nowego etapu w życiu, jak stojący zawodnik na linii start. Czekający na sygnał, skupia się i kontempluje jak dokładnie powinien wyglądać ten ,,maraton’’. Stojąc tak, czytam, że ,, Człowiek, który pragnie opuścić miejsce, w którym żyje, nie jest szczęśliwy.’’, i wtedy właśnie zdaję sobie sprawę, że zawsze bałem się powiedzieć na głos ,, jestem szczęśliwy!’’. Jak gdyby ktoś stał za plecami i czekał na tę deklarację, by móc zrobić wtedy wszystko, by szczęściu zaszkodzić…




Nawet tak oczywiste kwestie, jak wiersze, których jak sama Pani dobrze wie, jestem olbrzymim fanem, stały się czymś zupełnie innym. Metafory, które wplotły się w moje życie codzienne, nagle przyjmują zupełnie inny wydźwięk. ,, Metafory są rzeczą niebezpieczną. Z metaforami nie należy igrać. Miłość może się narodzić z jednej metafory.’’ Czy tą właśnie metaforą nie są nasze nieoczywiste uczucia, przecież autor sam przyznaje się, że nasze życie jest tylko jedno, że nie możemy porównywać dokonanych czynów, snuć i wyciągać wniosków. Każdy nasz ,,szkic’’ jest już wersją ostateczną. Każda ,,próba’’ jest ,,premierą’’. Czy właśnie te niejasne, nasze metafory mogą zagrażać naszemu życiu, nawet w momentach zakosztowania miłości? Przecież miłość zmienia każdego z nas doszczętnie. Dostajemy pewnej ,,głupawki’’, zapominamy o tym wszystkim, co było przed … liczy się to, co MOŻE być zaraz. Ryzykujemy, działamy instynktownie, obarczamy się myślami, co powinniśmy począć, a potem działamy. Płyniemy przez te życie zahaczając na każdym brzegu o wybory, o konsekwencje tych wyborów, o porażki, rozczarowania i przyjemne wzniesienia…






Fragmentów, które mógłbym dziś zacytować, jest ogrom. Nie dziwi mnie, że książka jest pozakreślana czarnym piórem tu i ówdzie. Ja skrzętnie przepisywałem każdą następna sentencję, która ,,pogwałciła’’ mój umysł. Na zakończenie jednak moja ulubiona- ta, którą czytałem niezliczone ilości razy ta, która mnie wzruszyła i mocno utwierdziła w pewnych dawno zapomnianych przekonaniach. ,,Ten słaby musi znaleźć dość siły, by odejść, jeśli ten silny jest za słaby, by umieć skrzywdzić słabego.’’.
W tych słowach jest pewna, niewytłumaczalna moc. Może dlatego, że zbyt spójnie połączyłem je ze swoim życiem, a może dlatego, że w tych słowach widzę życie osób, które znam. Które albo odważyły się w końcu odejść, albo i te, które nigdy nie znalazły wystarczająco motywacji, by odpuścić w tym krytycznym momencie.
Tych krytycznych momentów trochę się zbiera. Czasem trzeba wyjść im naprzeciw, zaprosić do stolika, wygodnie usadzić i powiedzieć jak do przyjaciela - ,, mów, o co chodzi tym razem… Z czym mam się znów rozprawić. ‘’ Oczywiście kolejna metafora, ale zaryzykuję, przecież myślę tak samo, jak Kundera. Żyjemy tylko raz i nie mamy szans na poprawkę, na życiowy dubel.


,, Powieść nie jest wyznaniem autora, lecz badaniem tego, czym jest ludzkie życie w pułapce, którą stał się świat.’’

Dziękuję za tę książkę, dziękuję za zdefiniowanie mojej nieznośności w bycie. Za odnalezienie sensów w nonsensach pułapki świata. Powrócę do niej zapewne nie raz i zapewne powracać będę na dłużej.


Przyznam, że szalenie ciekawi mnie, jakie odczuci towarzyszą teraz Pani. Czy odnalazła Pani jakąkolwiek symbiozę z bohaterami Szczygielskiego?


M.




Szkoda, że nie widzisz teraz mojej miny. Triumfator, zwycięzca, nastroszone pióra, duma:) Doczekałam się w swej nauczycielskiej przygodzie słowa "dziękuję" i to za co?? Za poleconą lekturę:) Ale to nie wyczerpuje jeszcze źródła zadowolenia. Udało mi się oddać mojego Kunderę w dobre ręce, więc jeszcze nie utraciłam całkiem intuicji- a już się bałam, że mnie zarządzanie i nadzorowanie pozbawiło uczuć wszelkich:) To prawie jak Wekiera- nauczycielka z Twojej książki, która też doczekuje się słowa "jest Pani w porządku". Albo zachwytu Aśki: "wygląda Pani świetnie". Czasem Mat- jak widzisz- wiemy o Was więcej niż mówimy i więcej niż myślicie...Ale i Ty mnie zaskoczyłeś odczytaniem Kundery. Bo z nim jest tak, że co czytelnik, to inne spojrzenie. Na pewno zgadzamy się wszyscy: źle, że ta książka się kończy. Dobrze, że zawsze można do niej wrócić.

Możemy wymieniać się książkami. Przeczytałam "bierki" Szczygielskiego w osłupieniu, od początku do końca. Nie potrafię zdefiniować tego, co poruszyło mnie najbardziej. Chyba scena, gdy Paweł mówi rodzicom, że jest gejem. I totalna wściekłość, że to się niestety tak często kończy jak opisał Szczygielski. I tak bardzo nie chciałam żeby wchodził do Utopii i stał się ofiarą jakiegoś przypadkowego faceta, ale na szczęście przy wejściu pojawili się Piołun i Księżna... Galeria postaci szkolnych, ludzkich dramatów z przypadkiem w tle, banalnych może dla dorosłych spraw... i ta kruchość w uczniach, to odwieczne pragnienie akceptacji Was takich, jacy jesteście...i miłość, jak woda potrzebna do życia...nawet jeśli przed nią uciekamy, wypieramy, wygodnie bez niej, szczególnie nam dorosłym, gdy wszystko poukładane i pewne, po co, to tylko kłopot mówimy zaganiani... W tej powieści leczy wszystkich. Spada nieoczekiwanie na bohaterów, gdy się w końcu przebudzą i zobaczą, że pomylili ją tylko z pożądaniem i okazyjnym seksem....Rzucone bierki, ale kiedy się poukładały- czytelnik uśmiecha się. Tak jak ja i myślę sobie, że kiedy pojawia się ta prawdziwa bliskość, najczęściej trudna i nieprzewidywalna, dostajemy takiego kopa energetycznego, że ściągamy z nieba pioruny:)

Książka jest mocna Mat i oczywiście, że kontrowersyjna, do przeczytania ze zrozumieniem. Kto wie jednak, czy nie powinna być w kanonie know-how współczesnego pedagoga, ale trafi chyba tylko do tych, którzy są jak Wekiera- z pozoru tylko odziani w zbroję obojętności, a w sytuacji próby gotowi walczyć o ucznia do końca...aż go odnajdą... i zaczną rozumieć....zmieniając się wzajemnie...

Fajnie być nauczycielem takiego Mata, który przyniósł mi do przeczytania taką książkę:) Wracam na ziemię, bo mnie zaraz pycha moja na orbitę okołoziemską wyniesie;)

E.

ps. Odnalazłam wiele wątków, które jakoś do mnie pasują:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz