środa, 15 marca 2017

17. o wsparciu

Mat!

Nie odpisałam na Twój ostatni wpis, gdyż uznałam, że to był manifest- a moja odpowiedź byłaby zbędnym dodatkiem do tak mocnego głosu. I przemyślanego. Pomyślałam czytając, że przeszedłeś już naprawdę potężną metamorfozę, skoro dostrzegasz, że życie nie polega wcale na tym, by płynąć z prądem, ale czasem trzeba- w imię obrony własnej postawy- opowiedzieć się mocniej na ważny społecznie temat. Deklarując swoje wsparcie dla ruchów feministycznych, a właściwie dla głoszonych przez feministki postulatów- zauważyłeś, że nie wszystko w kwestii równego traktowania płci jest ok. Ja w ubiegłym tygodniu dowiedziałam się, że naukowcy potwierdzają, że jestem mniejsza i mniej inteligentna od mężczyzn. Niesamowite!:) Mogę to jeszcze jakoś przełknąć, ale głosu pewnego polityka, że z tego powodu powinnam mniej zarabiać, ponieważ i tak mężczyzn bardziej interesuje mój biust niż moja inteligencja- nie bardzo.

Zastanawiam się skąd ta pewność, że to co robimy jest gorszej jakości. Powtórzę za Tobą: wychowujemy, uczymy, zarządzamy, projektujemy, tworzymy, leczymy, baaa- walczymy, chronimy, patrolujemy granice itp.... Nie potrzebuję jakieś specjalnej troski państwa np. w zakresie podejmowania za mnie decyzji w sprawie macierzyństwa...Potrzebuję szacunku i wolności.

Twój tekst skłania mnie do jeszcze jednej refleksji: tego trzeba wciąż uczyć. Tulipan z okazji Dnia Kobiet nie miał dla mnie  żadnego seksistowskiego wymiaru- poza kulturowym i obyczajowym, podobnie jak poproszenie mężczyzny o pomoc nie jest przyznaniem się do słabości....Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Powinniśmy się szanować. A w kwestiach społecznych, ekonomicznych i politycznych mamy równe prawa. Przyjęcie tych czterech zasad wystarczyłoby, żebyśmy sobie nie skakali do gardeł. 

A teraz do sedna.
Dopóki mamy obok siebie kogoś, kto nawet nie do końca akceptuje nasze wybory, czy poglądy- ale z szacunku do nas, czy z powodu więzi- jest obok, nie czujemy osamotnienia. Może to i licha pociecha, że zawsze znajdzie się ktoś, kto myśli podobnie jak my i np. dostrzega niesprawiedliwość. Zgodnie z zasadą- jeżeli czujesz się silniejszy psychicznie- nie wykorzystuj tego dla siebie, ale wypowiadaj się w imieniu tych, którzy są słabsi, mniej odważni...
Swoją postawą bardzo pomogłeś kilku osobom z naszego środowiska szkolnego, choćby tekstem o inności, albo tym o Aniołach.

Dobrze wiesz, że czasem po lekturze fancy były łzy ale też i uśmiech na wielu twarzach. A ja nieoczekiwanie uzyskałam w Tobie niezwykłe wsparcie, bo nie do wszystkich mogę dotrzeć bezpośrednio, a tak bardzo chciałabym, żeby nasza szkoła była miejscem, gdzie się tworzy, a nie niszczy. Bardzo mi pomogłeś Mat. My nie zawsze możemy- czy też powinniśmy mówić coś wprost, a Ty to zrobiłeś. Jestem z Ciebie bardzo dumna. 

ps. I w pełni popieram Twoje prawo do randek:)

E.



Dzień dobry/dobry wieczór

Z jednej strony bardzo się cieszę, że powściągliwie zrezygnowała Pani z wypowiedzi pod ostatnim artykułem, poczułem pewną aprobatę, że mój tekst może samotnie dotrzeć do innych. Echo tego artykułu zapewne rozchodzi się nadal po widnokręgu społeczności, ale w momencie publikacji, oprócz wspomnianej wyżej pozytywnej energii, poczułem się nieco stęskniony- chyba tak można nazwać to uczucie. Przyzwyczaiłem się, że echo naszego dwugłosu roznosi się po ludziach, a może po prostu był to jakiś strach(?), że teraz wszystko spadnie na moje barki. Tutaj płynnie mogę przejść do Pani sedna, a mianowicie do wsparcia.

Pisząc Fancy Konwersacje razem, czuję to wsparcie na każdym kroku, wiem, że mimo, iż czasem sobie „pokrzyczę”, bo coś mnie zdenerwuje, to gdzieś na końcu odezwie się Pani głos, który nieco zawadiacko powie ,,Easy Mat”. Teraz mogłoby się wydawać, że wsparcia nie uzyskałem, bo przecież publikowałem coś solo, otóż nie. Pani asysta odzwierciedliła się w pełnym zaufaniu, a nawet może jakieś fascynacji, że mój głos w tej sprawie nie potrzebuje odpowiedzi. Tym bardziej cieszę się, że tutaj popiera Pani i podpisuje się pod tym, co siedzi w mojej głowie. Ma Pani słuszność, że Wam (niestety) czasem nie wypada dosłownie powiedzieć tego, do czego jest się przekonanym. Szkoda, bo młodzi ludzie potrzebują głosów z zewnątrz, głosów osób doświadczonych, aby móc wyklarować swoje własne światopoglądy. Zderzać młodego ducha szaleństwa i buntu i duchem, który już czegoś doświadczył i często wie dużo więcej. Wydaje mi się, że gdyby nasze szkolne placówki w kraju były tak ludzkie, jak nasza, ludziom-tym młodym znacznie przychylniej byłoby żyć, a nie tylko przeżywać lata edukacji.



Dziękuje mi Pani, co przyznam, onieśmiela mnie, rozwesela i unosi nieco wyżej na chwilę. To niesamowite uczucie- wiedzieć, że ktoś nas docenia. Tym większa radość, gdy ceni i dziękuje persona, która jest autorytetem. Myślę, że oboje możemy sobie podać rękę, uśmiechnąć się od ucha do ucha i dziękować za wszystko i zapewne jeszcze nie raz, nie dwa. Tak właśnie będzie. Wsparcie jest tym czynnikiem, bez którego jest naprawdę trudno. Coś o tym wiem, kiedyś sam odizolowałem się od tych ludzi, którzy to wsparcie dawali i chcieli dawać. Jak wiadomo każdy popełnia jakieś błędy, ważne by wyciągnąć z nich wnioski. Ja dochodziłem do tych wszelakich wniosków bardzo nie oczywiście, musiałem się „poparzyć”, „utopić” i „zakrztusić” w codzienności, by dziś otwarcie cieszyć się i doceniać wsparcie takich osób jak przyjaciele czy rodzina. Bez wsparcia czasem jest trudno „umyć zęby”, jak pisała Grochola w „Nigdy w życiu!”. Zresztą wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że te piękne, majestatyczne momenty, ale również te upodlone i trudne najlepiej jest przeżywać u boku osoby, która pomoże nam wziąć się w garść, albo rozświetlić zadowolenie jeszcze bardziej.

Gdy powstawała idea Fancy, nie pokusiłbym się o aspiracje, że będą one niosły ze sobą jakąś misję pomocy czy wsparcia. Boje się być „wzorem” czy jakimś „prekursorem”, ale czasem się tak dzieje- to cieszy. Jak chociażby fakt, że po moim debiucie poetyckim, dużo osób odważyło się powiedzieć – „Ja też piszę!”. Dziś już nie piszą do szuflady, nie czują się aż tak skrępowani, że piszą (ponoć odchodzącą w niepamięć) poezję. Dziś, gdy nasi czytelnicy mogą śledzić nasze teksty, nie boją się tematów „tabu”, bo daliśmy im oboje przykład, że o tym można rozmawiać i zarówno mój, jak i Pani głos w tych sprawach jest ważny. Iskra nadziei? Zapewne tak, Pani przykładem młodzi ludzie mogą poczuć, że nauczyciel też człowiek, a patrząc, na mnie ktoś może pokusić się o stwierdzenie, że ta dzisiejsza młodzież nie jest aż tak płytka.
Odkąd pamiętam mam „talent” do bycia głośnym myślowo i zdarzało się, że za to co myślę i mówię „dostawałem po uszach”, ale ja po pierwsze nie umiem, a po drugie bardzo nie chce być cicho. Mógłbym się znowu „zadławić” i przestać tak buntować czy iść pod prąd. Jednak z biegiem czasu, może ma Pani racje, zaszła we mnie przemiana, bo ten bunt nie jest już tylko błahym uderzaniem pięściami w ścianę, a może głębszą myślą, która nastraja innych do rozmów czy zmian. Chcę tak myśleć i wierzyć, pokładać pewną nadzieję. Ze wsparciem, które dostaje, jest o niebo łatwiej a przy tym niesamowicie inspirująco. Tych mniejszości jest mimo powszechnych opinii bardzo dużo, tych wszystkich pogubionych ludzi jeszcze więcej.


Jeśli tylko w jakiś sposób utożsamiam się z takowymi osobami, nie chce stać w cieniu i szeptać – Tak, macie racje. Chce stać z przodu i krzyczeć – MAMY racje! Oczywiście jest w tym ukryta pewna metafora, którą rozwiąże Pani i osoby, które dobrze mnie znają… choć w sumie, czy pisanie o swoich poglądach tak jawnie i otwarcie nie ukazuje naszym czytelnikom – jaka jest Elżbieta Urbańska i Mat Mosiala?

 Zdjęcia z Wrocławia, za którym nigdy specjalnie nie przepadałem. Jednak nawet to miasto w cudownym towarzystwie stało się piękne. Właśnie przez wsparcie… bo strach wzięty na „bliźniacze” barki nie paraliżuje- a daje niesamowitą chęć robienia tego, co dyktuje serce!


M.









środa, 8 marca 2017

16. o kobietach

Wszyscy powinniśmy być feministkami!

Nie bez powodu wybieram dość szokujący i popularny ostatnimi czasy szlagier za tytuł artykułu. Na ostatnim pokazie Diora manifestów przekazanych za pomocą kreacji i nadruków pojawiło się mniej więcej tyle ile u nas grzybów po deszczu. Cóż się dziwić, deszcz niezrozumienia dla ostatnich wydarzeń na świecie niesie za sobą konsekwencje ogólnej niezgody i nierozumienia ludzi, co za tym idzie- chęci podjęcia się walki. I choć to niejedyny dom mody, który poprzez stroje szykuje armię ludzi, którzy nie boją się otwarcie „mówić” co myślą, to jednak Dior zaprojektował T-shirt, który dziś stał się wręcz mottem ludzi walczących o równe prawa: „we should all be feminist”.


Właśnie dzisiaj ósmego marca, to hasło nabiera jeszcze większej mocy. Dziś dzień kobiet. Jedno z tych świąt, gdy mąż przypomina sobie w drodze do domu, że trzeba zakupić kwiaty, być dziś miłym, dziecko zrobi laurkę i może pokwapi się o drobny szczery upominek dla swojej „przedszkolnej wybranki”. Chłopak z liceum zabierze swoją lubą do kina i lampę prosecco wręczając Rafaelo. Będzie miło i pięknie… kwiaty, kolacja i czułe słówka. Następnie nastanie dziewiąty marca i wszystko wróci do „normy”. Właśnie! O jakiej normie mowa. Świat przyzwyczaił nas do tego, że w dniach jak dzień kobiet, dzień taty, babci, mamy, teściowej … mamy pewien obowiązek bycia innymi, milszymi, bardziej otwartymi i okazującymi swoje uczucia. Przypominamy sobie o istnieniu, chociażby KOBIET i brniemy w te wymagane: wszystkiego najlepszego. Jest to co najmniej momentami żałosne… Zakładamy maskę na jeden dzień- żaden problem, a gdy mija magiczna data, wszystko toczy się swoim życiem. Tym ŻYCIEM, gdzie polski polityk bez precedensu głosi, że kobiety „… są słabsze, mniejsze i mniej inteligentne”. Tym ŻYCIEM, gdzie za oceanem prezydent bez ogródek wypuszcza z ust określenia w stronę kobieta, jak: „Grubaska". „Świnia". „Pies". „Flejtuch". „Obrzydliwe zwierzę".



W tym samym świecie, gdzie kobiety nadal, często zarabiają mniej, są postrzegane jako mniej wydajni pracownicy, a nawet zagrożenie dla pracodawcy, bo przecież zawsze może „wyskoczyć z informacją”, iż spodziewa się dziecka, a tym samym oczekuje urlopu- oczywiście, płatnego. Choć czuje tutaj dozę zazdrości, faceci po prostu boją się, że kobieta może być lepsza od nich...
W tym samym świecie, gdzie kobiety są często postrzegane wyłącznie jako obiekt seksualnego pożądania… sprowadzane do roli posługaczki i "domowej kury"...  a w końcu w tym świcie, gdzie KOBIETY są wybitnymi uczonymi, wizjonerkami, innowatorkami, rewolucjonistkami. Genialnymi odkrywcami, sportowcami, dyplomatkami. Najczęściej to kobiety są nauczycielkami młodego pokolenia, opiekunkami domowego ogniska, przyjaciółkami dla mężów i dzieci, ostoją i osobą, która uczy od narodzin życia innych, MĘŻCZYZN również. Czasy, gdy kobieta siedziała po cichu w domu za piecem i zajmowała się tylko i wyłącznie „kobiecymi obowiązkami” minęły bezpowrotnie. Na przestrzeni ostatnich dekad kobiety wyszły na prowadzenie. Nie oszukujmy się. Kobiety pracują w „męskich zawodach”, są na świeczniku karier politycznych, społecznych, naukowych… Nie bawią się już w milczenie, duszenie swoich poglądów i pasji, udawanie, że mężczyzną można więcej. Nie można!



Cały podział na to, co męskie i żeńskie jest dla mnie tak niepojęcie upokarzający, że sam czuje się czasem zakłopotany, iż przecież ja ZNOWU nie pasuję nawet w kanon męskiej pracy, ale przepraszam bardzo, czy ktokolwiek wyobraża sobie mnie w kopalni, zakładzie mechanicznym czy policji? Właśnie…

Obecne czasy dają nam ludziom coraz większą swobodę (mogłoby się wydawać) i możliwość robienia tego, co naprawdę chcemy robić w życiu. Dlaczego zatem kobieta w mundurze nadal zadziwia? A w roli kierowcy jest postrzegana niezbyt poważnie? Utarte schematy, z którymi walczą, chociażby feministki. Czuje czasem przykrość, swoistą przykrość, że Wam kobietom jest ciężej, musicie udowadniać, starać się bardziej, pracować ciężej – by pokazać, że jesteście po prostu dobre. Choć dobre to za liche stwierdzenie.

Jednak ten sam problem ukazał mi się ostatnio w książce Roberta Biedronia „Pod prąd”. Podobna sytuacja spotyka homoseksualistów czy wyznawców innej religii. Nie mogą spocząć na tym, co wymaga od nich praca, muszą dać z siebie jeszcze więcej by „udowodnić”, że są wydajni i „normalni”. Tylko komu mają to udowadniać? Sobie czy systemowi? Czy może ludziom, którzy czekają na potknięcia kobiet, gejów Muzułmanów czy Żydów…

Ostatnio usłyszałem, że jestem feministką. Zastanawiałem się nad tym i nie sposób się z tym nie zgodzić – jestem! Mało tego, że jestem, czuje się z tą deklaracją bardzo dumny. Hasło Diora jest dzisiaj bardzo aktualne, wszyscy powinniśmy być feministkami w czasach, gdy narusza się bardzo niepokojąco dobre imię kobiet- naszych wszystkich rodzicielek. Opiekunek i rebeliantek, o których mamy przyjemność czytać w książkach i oglądać zza szklanego ekranu podczas wiadomości.
W dniu takim jak dziś chciałbym założyć na barki „we should all be feminist”. (niestety budżet portfela nie pozwala) i kroczyć przez ulice patrząc na uśmiechy kobiet. Dlaczego? Bo uwielbiam kobiety. Wiele z kobiet jest moimi wzorcami i autorytetami. Wielu kobietom zawdzięczam swoje dotychczasowe osiągnięcia w życiu, wielu zapewne będę dziękować do końca życia. Uwielbiam i kocham, bo jedna z tych kobiet miała mnie przy sercu przez dziewięć miesięcy, a inne edukują mnie od pierwszej klasy podstawówki, wnosząc i kreując moją rzeczywistość. Szanuje i podziwiam, bo dziś, gdyby nie jedna z nich zapewne nikt nie paradowałby w dżinsie czy plastikowych perłach, nie rozwijałby swoich naukowych pasji, nie śpiewał pod nosem estradowych hitów... Tych przykładów kobiet wyjątkowych jest tak dużo, jak było i jest kobiet nadal na świecie. 

Nie wiem, w czym tkwi kwintesencja wyjątkowości, może w tym, że przyznajmy to wreszcie, jesteście silniejsze niż my. Tyle albo aż tyle. Maria Peszek w jednej ze swoich piosenek śpiewa „Są kobiety pistolety/ i kobiety jak rakiety”.

Życzę zatem wszystkim kobietom, żeby nie tylko dziś, ale codziennie czuły się jak pistolety i rakiety, jak najwspanialsze istoty od, których zależy cały świat.
Dziś ósmego marca wszyscy jesteśmy feministkami!


M.


środa, 1 marca 2017

15. o aniołach

Witam po dłuższej przerwie.

Siedzę niczym zawieszony w czasoprzestrzeni w wagonie wyciągniętym z czasów PRL-u. Błyszcząca boazeria na ścianach, zgniło-zielone skórzane siedzenia i umorusane okno na świat. Pod nogami vintage skórzana torba od babci. Mijam rejony nieznane, z kominów wydostaje się szary dym, a forsujące drogi samochody czekają na opuszczenie szlabanu. Myślę, że jak tak dalej pójdzie, to zacznę płacić PKP za możliwość doznawania weny w podróży.




Zapakowałem się sprytnie w pociąg i wyruszyłem. Po ostatnich tygodniach czułem się, najprościej pisząc nieszczęśliwy, zmęczył mnie ten szum świata, tych wszystkich głośnych głosów, bacznych wzroków i spraw… kuriozalnej ilości spraw, od których głowa puchnie jak bańka. Może to spowodowało chwilową przerwę od jakiegokolwiek pisania. Choć z drugiej strony temat, który chciałbym dziś poruszyć, układał się skrzętnie w głowie od kilku dobrych tygodni. Zapisywałem pierwsze akapity i odrzucałem wszystko jak Szymborska wyrzucająca swoje „nieudane” wiersze. Cóż okres wieńczący luty był jak stale zmieniająca się parabola, zwariowałem, ale powiadają, że tylko wariaci są czegoś warci więc- well done ! Jednak mimo wietrznej aury czuć pierwsze zalążki wiosny. W ciągu dnia przyświeca pierwsze ciepłe słońce, kapie lichy deszcz, za którym tęskniłem, a drzewa zaczynają wypuszczać pierwsze delikatne pączki. Niebawem wystarczy nam zarzucić ramoneskę na barki, zakryć twarze okularami przeciwsłonecznymi i napawać się najprawdziwszą wiosną.

Może zastanawia się Pani teraz, dlaczego chcę pisać o Aniołach. Może już się Pani domyśla, w końcu mogę zaryzykować stwierdzeniem, że już się dość dobrze poznaliśmy. Otóż chciałbym dotknąć z pewną delikatnością ten temat, ale również z nieco innej strony spojrzeć na to wszystko. Mniej metafizyki na rzecz realności i codzienności, która nas otacza. Czasem warto wyrwać głowę z chmur i zejść na ziemię- tu również bywa przyjemnie.

Anioł-  postać majestatyczna i piękna, powpisywana we wszelakie historie, mity i opowieści. Hmm, całkowicie nie moja dziedzina, czuć i wierzyć, chciałbym dotknąć, spróbować i wiedzieć. Mieć pewność, której przecież nigdy nie mamy. Ale samo określenie anioł/anielski jest czymś oczywiście bardzo spopularyzowanym, sam często szukam tych określeń w głowie. Jak to jest z tymi anielskimi ludźmi, którzy kroczą wokół naszego życia? Myślę, że oni są wśród nas w każdej chwili, ze spokojnie podkulonymi skrzydłami, obserwują, czuwają, robią i załatwiają, potocznie mówiąc, ogarniają cały ten ludzi bałagan. Kim są? Są tacy jak my, choć jedno silnie ich od nas wyróżnia. Oni nigdy nie winszują na świeczniku, nie mówi się o nich głośno, często pomija, a im to nie przeszkadza. Dlaczego? Bo nie robią tego dla poklasku, przyjemność obdarowywania innych ludzi swoją „mocą” jest jak najpiękniej wykonany dyplom.

Te anioły są wszędzie, wystarczy się rozejrzeć. Wedrzeć się w nieco inny wymiar i dostrzegać takie drobiazgi jak notorycznie czekająca kawa po przyjściu po pracy, jak staranie wyprasowana koszula w poniedziałkowy poranek. Wyglądać osób, bez których inni ludzie, placówki, fundacje by nie istniały, a my najczęściej nigdy nie dowiemy się, że jedna dusza odpowiada za to wszystko. Powiem Pani szczerze, że oboje znamy taką osobę, mało tego- oboje z nią stykamy się w dniu codziennym, oboje po części zależymy mniej czy mocniej, od tej jednej nie wyrywającej się przed szereg osoby. Jak można robić tak wiele i nadal pozostawać niezauważonym? Zapewne jest to pewien element precyzji, ale również swoistego przysposobienia się do świata. Dawania od siebie tak dużo, kształtowania, motywowania i uczenia- życia przede wszystkim, innych. Ogromnie rozbudowany świat mieści się w tych anielskich głowach i meritum wypływające jak najwspanialsze źródło wody, myśl, że robi się to dla innych. Dodam, że stosunkowo nie tak dawno właśnie ta osoba świętowała swoje urodziny. (Jeśli Pani to czyta, to pozdrawiam!) To jeden z licznych przykładów osób, które są jakby niewidoczne, niedostrzegane, a gdy o nich myślimy, robi się ciepło na sercu. Nagle dostajemy olśnienia, że ta osoba jest zawsze przy nas, wspiera, wysłuchuje, daje kopa, paliwa-energii. Jeden anioł może nas trzymać w ryzach a drugi natomiast, może wyczekiwać na dworcu, mimo że chłód wieczorny przeczesuje dłonie. Czeka bohatersko, a za kilka dni odprowadzi pod drzwi pociągu i zaczeka, aż konduktor zamaszyście zagwiżdżę.



Niby nic, prawda? Otóż mam wrażenie, że ostatnio te wszystkie „nicości” są najważniejsze. Otaczają nas, kołują się w każdym dniu, a my jak zaklęci nie dostrzegamy, że coś pięknego dostajemy z rąk kogoś, do kogo się już przyzwyczailiśmy. Anioły są w naszych domach, pracach, szkołach. Oddaleni tysiące lub parę kilometrów od nas. Na wyciągniecie ręki, na baczne przypatrzenie się. Świat wtedy mimo mrozów, mimo deszczy i podłych, najpodlejszych perturbacji staje się błogo piękny. Patrzmy żywo i dziękujmy szczerze (Pisaliśmy o tym, nasz słownik nie posiada piękniejszego słowa, niż dziękuję).

Teraz gdy wieczory zachodzą nieco później a słońce rankiem budzi się nieco wcześniej, nie jest jeszcze tak późno, by zwariować ze szczęścia. Odkryć skrzydła anioła na swoich barkach i uciekać do i z- gdy tydzień męczy a książki zdają się nie mieć końca. Wsiadać w pociągi, spacerować po parkach, cieszyć się, bo przecież zawsze znajdzie się jakiś powód.


M.





Pewnie, że wiem o Kim piszesz. Podziwiam Panią Kierownik za wiele rzeczy. Cudownie, że możemy współpracować. Masz rację, jeżeli istnieją Anioły wśród ludzi- to jeden z nich. Wyciąganie Was za uszy to specjalność zakładu:) Stawanie w obronie- standard. Wymaganie od Was więcej i jeszcze więcej- ciężka praca. Coraz mniej tak dobrych nauczycieli, którzy wyciskają z siebie i z innych, ile się da...a ostatecznie zawsze Was broni:):) Uwielbiam pracować z profesjonalistami, takimi ludźmi, którzy nie traktują pracy jako zła koniecznego, w trybie 2/7, ale jako ważną część życia, w której trzeba się rozwijać, angażować, lubić i być dobrym. Tak samo w jak powiedzmy- życiu pozazawodowym. Mam nawet taką trochę przewrotną teorię, że raczej nie da się być szczęśliwym w rozdziale tych dwóch sfer. Z reguły ciekawi w pracy- tacy jesteśmy też poza nią. Nudni w niej - nudni i poza nią....

A jak spotykamy takich ludzi jak Pani D. zastanawiamy się, jak wiele można poświęcić i oddać zupełnie bezinteresownie innym z siebie...czasu, myśli, troski.

Ostatnio usłyszałam fajną przypowieść o tym, że w człowieku zmagają się sprzeczności, niczym dwa wilki- jeden to poświęcenie, drugi egoizm, jeden to dobro, drugi to zło- i można by tak bez końca na zasadzie kontrastu. Najważniejsza jest puenta, skoro zmagają się dwa, przewagę zyskuje jeden, który? Ten, którego lepiej karmisz....

Zobacz Mat, jak karmisz swoje życie lękiem, strachem, lenistwem, bylejakością, przeciętnością- ten wilk jest w Tobie mocniejszy... I tak jest z tymi ludźmi- aniołami, o których piszesz. Oni są, ale nie zawsze ich widzimy, nie zawsze rozumiemy jakie jest lub może być ich znaczenie dla nas...Może dopiero, gdy znikają tak nagle jak się pojawili...czujemy ten brak. Kto wie, czy to nie największa wartość w życiu każdego z nas- mieć obok siebie kogoś, na kogo można liczyć. W końcu najbardziej nas bolą... zawiedzione nadzieje i niespełnione pragnienia...może dlatego tak bardzo chcielibyśmy, by nas chronił ktoś, komu możemy naprawdę zaufać...

Zazdroszczę Ci tych podróży pociągami. Utracona lekkość bytu człowieka dorosłego: wybieramy samochód zamiast pociągu. Tymczasem przypomniało mi się jak to jest przysypiać z głową opartą o szybę...szybko...szybciej...dokądś...A obok nieznani współpasażerowie. Tajemnica, można wymyślać ich życiorysy a potem bez żalu żegnać na peronie. Może są szczęśliwsi od nas, a może wcale nie....

Piszesz, że już w lutym dostałeś sporo paliwa, a wiosna wybucha w Twojej głowie. A ja przyznam Ci się, że złapało mnie kompletne przygnębienie. Widocznie moje anioły zrobiły sobie trochę wolnego:) Dzięki, że podsyłasz mi dobrą muzykę, to jest cudowne, że kiedy potrzebujemy trochę się wycofać- możemy wskoczyć w dźwięki, które utrzymują nas w nieco innym wymiarze...

Piękne zdjęcia Mat.

 E.