środa, 12 października 2016

01. o rozmowie



Myśli obijają się po mojej głowie. Gdzieś muszą ulecieć, gdzieś muszą znaleźć swoją odpowiedź. Tylko kto dziś chce jeszcze słuchać i odpowiadać? Dlaczego dziś wszyscy już nie rozmawiamy ze sobą? Nie potrafimy wzajemnie dzielić się swoimi narastającymi, w każdym dniu myślami. Wymieniamy między sobą przypadkowe, urwane w biegu, krótkie zwroty. Przecież wszyscy nigdy nie mamy czasu. Pomiędzy nami zatraca się zdolność komunikacji. Mijamy się w ciągu dnia jak cienie. W wiecznym biegu zatrzymujemy się tylko na chwile, tylko przez przypadek, by bez spoglądania w swoje oczy wypluć z siebie nic nieznaczące ok. Wszyscy bez wyjątku gubimy się w codzienności, lecąc w zastraszającym tempie w stronę cywilizacji, jak obłąkane ćmy do światła.

Czy kiedyś było inaczej? Czy przyblakłe fotografie mówią prawdę, czy trują nas fikcją? Wierzę w te przesycone ludźmi kawiarnie, w których dym papierosów unosił się na kilometry, a na stolikach spoczywały delikatne, szklane szklanki wypełnione czarną kawą. Wierzę w tą artystyczną wręcz atmosferę, obfitych rozmów wywołanych ciekawością, pragnieniem, uczuciem, ŻYCIEM!
Tak właśnie było, nieprawdaż ?

Teraz nasz wspólny kontakt leży gdzieś na dnie zapomniany, całkowicie niechciany. Wygoda ustawiła się na piedestale dnia codziennego. O wiele łatwiej, o wiele szybciej jest uderzyć w szklany ekran. Zamknąć się na rzeczywistość. Żyć swoim życiem, by po drugiej stronie ekranu, pojawiło się zupełnie inne życie. Być może napisze od niechcenia lub od pewnej potrzeby, w przerwie pomiędzy składanym praniem, lub przełykanym obiadem. Niesklejone poprawnie wyrażenie, tak bardzo nic nieznaczące. Tak zamknięci w swoim minimalnym świecie trwamy co dnia. Tracąc często swój cenny czas, jakbyśmy mieli go pod dostatkiem. 

Zastanawia mnie, od którego momentu tracimy umiejętność prowadzenia dialogu z inną osobą. Czy jest to już nasza choroba cywilizacyjna, czy może moment w życiu, w którym stajemy się tak indywidualni, tak samolubni, że nawet werbalny kontakt staje się dla nas czymś ostatecznym? Czymś, o czym nie próbujemy myśleć w wirze codzienności. Mimo to nachodzą nas myśli o innych osobach. Przecież lubimy żyć życiem innych, przesuwając delikatnie, oglądamy zdjęcia, filmy. Doskonale umięśnionym kciukiem klikamy przed snem, klikamy przed dokładnym otwarciem oczu. Chcemy wiedzieć, gdzie jesteśmy, co robimy i z kim robimy. Interesuje nas prywatność, interesuje nas intymność. Wszystko to, co jakiś czas temu wstydziliśmy się pokazywać, dziś pokazujemy, żądając ogólnej aprobaty. Nie wytwarza się w nas potrzeba rozmów skoro i tak wszyscy wiedzą, że weekend spędziliśmy huczniej niż zawsze. Wystarczy nasz mały ruch, bez słów, bez komunikacji. Wplątaliśmy się dobrowolnie w niezły wir współczesności, tkwiąc w nim jak nieme posągi.
Pokochaliśmy zjawisko popkulturowe. Staliśmy się obłędnie intensywni. Zapominając, jak ważne są rozmowy. Zatuszowaliśmy w sobie pragnienia uzewnętrzniania się innym. Czasem znikoma ilość dziennie wypowiedzianych słów ogranicza się do banalnych komunikatów, które mimo wszystko pozwalają nam przetrwać w tym motłochu.

Właściwie nie sposób się nie dziwić. Przestaliśmy być ufni wobec innych. Wolimy samolubnie skupić się na swej egzystencji, nie narażając się na potknięcia. Obłuda wrosła w nas doszczętnie. Każdy przecież człowiek w naszym życiu, to doświadczenie i często niezapomniane już nigdy, wspomnienie. Gdy jednak stanie się niemały cud i dwa osobniki trafią na siebie przypadkiem, zaczną wymieniać pomiędzy sobą słowa. Najczęściej wtedy powstaje pewna blokada. Mur, którego niestety nie potrafimy już sprytnie obejść. Język zaczyna się plątać, wzrok rozchodzi się po kątach. Niestety nie czerpiemy radości z tego, że nastąpiła chwila wytchnienia. Chwila, w której dostajemy czas dla siebie, by porozmawiać lub po prostu pobyć ze sobą. Czas takiej konwersacji to zaledwie kilka minut. Co następuje potem? Dezorientacja. Pierwszy objaw przytakiwanie z dodatkiem rozmyślań o czymś już zupełnie innym. Drugi etap to już początkowe stadium frustracji. Nadchodzi czas, by wyciągnąć telefon, coś znaleźć coś pokazać o czymś wspomnieć. Etap trzeci, przypomnieć sobie, że właściwie nie mamy czasu na rozmowę, bo zaraz odjedzie pociąg, bo zaraz ulecą zaplanowane realizacje.

Kiepsko wychodzi nam wszystkim dialog. Lepiej jest milczeć, lepiej założyć maskę. Codziennie o poranku stawać się tą osobą, której oczekuje od nas świat. Przebieramy się i szykujemy charakteryzacje. Jak w tej roli mamy odegrać siebie, skoro nie potrafimy być całkowicie sobą? Dopiero gdy po dziennych perturbacjach pozbawiamy się charakteryzacji, czujemy pewną pustkę, pewne niezaspokojone pragnienie. Jak wytłumaczyć chęć drugiego człowieka, od którego zdążyliśmy się odzwyczaić? Wolimy wyciszyć swoje problemy. Przeobrazić je w najczystsze szaleństwo. Wyskoczyć w wolny wieczór do miejsca, w którym poczujemy się anonimowi. Gdzie muzyka zagłuszy słowa i myśli w naszej głowie. Udajemy, że się odrywamy, balansując swoim ciałem, zalewając organizm jakimś płynem. Jak długo czujemy tę ulgę? Kilka godzin? Kilka dni? Do momentu, w którym znów przebudzimy się sami, z zastraszająca myślą – czy istnieje ktoś, jakiś drobny powód, dla którego warto dziś wstać?

Może gdyby pewnego dnia Internet
przestał działać. Może gdyby pociąg szybkiej codzienności jednak się wykoleił. Może trafilibyśmy wszyscy do jakieś ciasnej kawiarni. Może znów byłoby słychać rozmowy. Może wtedy przypomnielibyśmy sobie, jak bardzo potrzebujemy kogoś obok. Kogoś nieprzypadkowego, kto potrafi słuchać, wesprzeć, ale równie mocno doprowadzić do pionu. Symbolicznie skopać pośladki w trosce o nieswoje życie.

Znajomość to najpiękniejszy dla mnie objaw. Klarownie widać jak za każdym razem kształtuje się mocniej, intensywniej. Gdy przypadkowa osoba staje się, naglę tą nietuzinkową, tą, o której myślimy, gdy przelewają się w nas myśli. Z którą pragniemy śmiać się wniebogłosy, przy której bez skrępowania zdołamy uronić łzę. W takiej symbiozie czasem nawet nie trzeba słów, by się zrozumieć. Zdarza się, że wystarczy to jedno szczere spojrzenie i już wiemy, że jest coś na rzeczy. Jak wszystko również i to zależy tylko od nas. Pragnienie posiadania musi zrównać się z pragnieniem bycia posiadanym przez kogoś. Odnalezienie w sobie poczucia, że samemu zdołamy tylko przeżywać, ale nigdy nie zaczniemy żyć naprawdę. Niczym jest nasze życie bez ludzi. Niczym jesteśmy my bez zasłyszanych słów, bez doświadczeń, które niosą inni. Nie bójmy się, nie barykadujmy się w swojej egzystencjalnej klatce. Pozwólmy wejrzeć innym do środka. Postarajmy się delikatnie uchylać rąbka tajemnicy samego siebie. Może po pewnym czasie nasza tajemnica stanie się tajemnicą dla kogoś bliskiego.

Trwanie w samotności nigdy nie kończy się dobrze. Myśli kiedyś zaczną nas od środka trawić. Nie zdołamy dotrwać do połowy, bo nagle stracimy wszelakie siły. Poczujemy niewyobrażalną pustkę, której nie zaklei nawet najbardziej idealny, wirtualny świat.
Ocknijmy się, zacznijmy wypowiadać słowa.
Zacznijmy żyć, poznawać i smakować codzienności.
Stańmy się całością połączeniem przyjemności, piękna, smutku i rozczarowania.
Zdefiniujmy sami siebie, czy dziś jesteśmy już prawdziwym człowiekiem. Jak wiele brakuje nam, by nim się stać i czy jest w nas odwaga, by dobrowolnie wypaść z codziennego tornada. Wystarczy chęć, kilka słów a pewnego dnia przestaniemy wszyscy być tylko mijającymi się cieniami. Zmieńmy dzisiejszy świat, to on zależy od nas. Zapewne już nie odnajdziemy się w sytuacjach z fotografii. Choć nie wiem, czy powinno być mi przykro. Mamy przecież żyć znacznie więcej i intensywniej. Czyż nie?


M.






No Mat….sam tego chciałeś. Nie sposób nie reagować, nie uśmiechać się, nie krzywić się i nie łapać czasem za głowę, gdy czyta się Twoje teksty powrzucane tu i tam…skandaliczna sytuacja, mój uczeń rozpala swoimi przemyśleniami różne ogniska i …nikt mu nie odpowiada…poza jakże ubogimi opcjami facebookowymi: lubię to, super, ha ha, wow, przykro mi…

Podejmuję zatem wyzwanie. I tak się dziwię, że jeszcze nie musiałam interweniować oświadczeniem typu: Informuję, że wszystkie wypowiedzi Pana M. Mosiali są jego prywatnymi opiniami i zupełnym przypadkiem jest, że pół szkoły je czyta i udostępnia na swoich profilach. W tym także ja. Zupełnie ,,przypadkowo”;)

Oczywiście, że obudził się we mnie edukacyjny duch: oto mam nieoszlifowany kamień, gorący i płonie, czy się wypali? Co zrobić by się nie wypalił? Jak z tego kamienia wyciągnąć kształt, formę, uporządkować to może jakoś??
Choć wątpię, czy to w ogóle możliwe...
Poukładać mimo wszystko, by się nie zagubił albo….nie przepadł gdzieś na dobre. Mówiąc szczerze…nie mam pojęcia do czego nas to zaprowadzi. Zapowiada się jednak, że łatwo nie będzie…

Napisałeś o potrzebie rozmowy…
wręcz tęsknocie za nią…Jakże celnie obnażyłeś dobre samopoczucie dorosłych…jak to? Przecież obok Ciebie jest rodzina, przyjaciele, w szkole cała armia ludzi gotowych słuchać i ... słuchać: pedagog, psycholog, wychowawca, katecheta- wszyscy do Twojej pełnej dyspozycji. A jednak…. piszesz: „wszyscy nie maja czasu…kiedyś było inaczej… rozmowy w pośpiechu i od niechcenia….” Tak jakbyśmy zapomnieli, że rozmowa to nie tylko wymienianie informacji…

W ten oto sposób wylewa się z Ciebie ważny komunikat: chcę rozmawiać. A ja jako dorosły odpowiadam: Mat, daj spokój, przyjdź jutro…kiedyś…czy to jest naprawdę ważne? No ale właściwie o czym mamy rozmawiać? Może lepiej będzie jak skoncentrujesz się na nauce?.....

I sama stawiam się pod ścianą. Moje grzechy pedagoga, który nie zauważył tego w oczach niejednego dzieciaka, który może wcale nie potrzebował czegoś specjalnego ode mnie…tylko rozmowy….moje grzechy rodzica, który zostawia  syna z brakiem odpowiedzi na ważne dla niego- ale dla mnie-  „nieistotne i głupie” pytania, zbywanie: „potem porozmawiamy”- a gdy nadejdzie jakieś potem, to jestem zmęczona...

Masz rację: tornado codzienności zmiata nas z realności. Myślę, że już dawno uznaliśmy gremialnie, że nie jesteśmy dla młodzieży potencjalnym partnerem do rozmowy, ponieważ wykluczyliście nas z grona zainteresowanych, poza tym…przecież z Wami nie ma za bardzo o czym rozmawiać, przerośliście nas w technologii a nie dojrzeli jeszcze do tego, by podejmować tematy ważne!
Poza tym…wiecznie jesteśmy spóźnieni, spieszymy się i nie wyrabiamy, a Wy nam nie pomagacie: przeciwnie. Ignorujecie nas, bo co my możemy wiedzieć o dobrej muzyce? O dobrej zabawie? O przyjaźni? O miłości? W Waszej surowej oceni dorośli są wypaleni i kłótliwi. Ogólnie denerwujący. Nadchodzą młodzi bogowie, którzy wiedzą lepiej...najlepsze pokolenie ever....


Mamy wiele pustych arkuszy worda przed sobą, by opowiedzieć tę trudną historię relacji młodość- dojrzałość, bunt-konformizm, przyszłość- przeszłość, uczeń- nauczyciel, młody-stary, męski –damski punkt widzenia, miasto- wieś.
Wyobraź sobie jednak, że napisałeś o czymś, za czym tęsknimy i my….i jeszcze ten gwar kawiarniany…wspomnienia ze studiów....nocne rozmowy Polaków, spieranie się o zasady z zasady do obalenia...i muzyka....Davis i Ella....

Czy Wy słuchacie jeszcze jazzu, czy już tylko chillout???


E.



Zdjęcia i ilustracje : Mat Mosiala 




Ps. Dla mnie osobiście jest to zdecydowanie jeden z najważniejszych dni w życiu. Mam do odkrycia jeszcze jedną niespodziankę. Tak się składa, że premiera Fancy Konwersacji zbiegła się w czasie z premierą mojego pierwszego autorskiego tomiku poezji ,, ISKRY,, , więc  z tego miejsca chciałbym podziękować Wszystkim za cierpliwość i olbrzymie wsparcie!

Chętnych do zakupu tomiku zapraszam do prywatnej konwersacji. Gorąco ściskam Mat!