środa, 9 listopada 2016

05. o wyborach, decyzjach i odwadze

Wieczór listopadowy w kuchni to był fantastyczny pomysł. Wystarczy rzeczywiście bardzo niewiele,  by oderwać się od niewesołych myśli. Zaskoczyłeś mnie pomysłem i produktami. Przyznam szczerze, że byłam przestraszona….nikt nie lubi kompromitacji ;) Dziękuję za lekcję, bo naprawdę poczułam się w tej Twojej kuchni jak uczeń. To, że poradziłam sobie z kaszą jaglaną i pestkami dyni to czysty przypadek, naprawdę, wierz mi...:)

Okazuje się jednak, że postawieni w obliczu trudnych sytuacji, zwłaszcza, gdy mamy ograniczony wybór- przy dobrej motywacji /choćby nawet tak marnej jak strach przed kompromitacją/- potrafimy poszukać w sobie i znaleźć zdolności, o których nie mamy na co dzień pojęcia. Napisałeś, że wybór kierunku kształcenia był w Twoim przypadku świadomy, ale według niektórych niewłaściwy. No proszę i tak oto sprowokowałeś mnie do rozważenia problemu wyboru. Każdego dnia stajemy przed wieloma. Rzadko wiemy na pewno. Częściej wahamy się i rozważamy. Ostatecznie coś wybieramy. I co dalej?
Nie wiemy Mat. Nadal nie wiemy, czy zrobiliśmy dobrze, czy źle, ale skupienie się wyłącznie na tym może całkowicie zniszczyć nasze życie… dziwię się często, że wielu z nas skupia się wyłącznie na tym, co by było gdyby…a nie na tym co jest. Bo chyba prawdziwy sens tkwi w tym, że po dokonaniu wyborów powinniśmy szukać w nich spełnienia. A nie wyłącznie negatywów.
Źle zrobiłeś, źle wybrałeś- cóż to za komunikaty? Raczej trzeba pytać: co zrobić, by było jednak dobrze, może coś poprawić, a może poszukać jednak w wyborze sensu i pewności. W końcu to zrobiliśmy z jakiegoś powodu…
Najprościej powiedzieć: źle wybrałem. Jest jeszcze inna strona: być może dziś nasz wybór wydaje się nietrafiony, ale przyszłość może przynieść zaskakujące zmiany i wtedy okazuje się, że nawet te złe wybory okazują się przydatne. Wiem, wiem, dość to ambwiwalentne...

Przechodzę jednak już do puenty. Nie wiemy wszystkiego. Kierujemy się stereotypami. Odważne decyzje wymagają naszej wewnętrznej siły i zgody na konsekwencje. Nie wiem czy najważniejsze jest, by móc zawsze z zadowoleniem powiedzieć: miałem rację.
Najważniejsze jest, by móc się sprawdzić, szczególnie w tych sytuacjach, które wymagają od nas odwagi i niestandardowego myślenia.


Ty połączyłeś kilka pasji- kuchnię, modę, sztukę, pisanie, styl życia. Dziś nie wiesz jeszcze, która w Twoim życiu będzie najważniejszym wyborem. Ale masz już fajne doświadczenia: gotowałeś w Akademii Kulinarnej, jesteś redaktorem w ogólnopolskich mediach, wydałeś tomik poezji, piszesz bloga ze swoją dyrektorką ;) Nie wiesz czy te wybory są właściwe, ale ich dokonałeś i wyciągasz z nich ile się da, ile możesz…
To jest chyba najważniejsze.

Bo całe nasze życie składa się z takich małych cegiełek, a ono samo - jak pisał mój ulubiony pisarz Milan Kundera- jest zaledwie szkicem, próbą….bez możliwości powtórzenia… więc jeśli już wybraliśmy cokolwiek powinniśmy w tym szukać sensu i nie poddać się strachowi, czy krytyce. Na wiecznym niezadowoleniu można tylko stracić zdrowie…

Trzeba szukać i mieć oczy szeroko otwarte Mat….



E.







Oczy szeroko otwarte- pisze Pani … moje oczy chyba są aż drapieżnie łakome. Cóż, może to właśnie młodość, ciekawość i nieposkromienie… Obłędnie kocham spoglądać na świat, mimo, że widzę w nim przecież tyle niesprawiedliwych, niewytłumaczalnych wad. Uwielbiam badać wzrokiem twarze a w nich historie, uczucia, przeżycia. Każda z nich tak bardzo inna, posiadająca na swoich rysach liczne indywidualne wygniecenia. Jak zapisane historie, jak przenoszony w kolejne miejsce bagaż życiowego doświadczenia … 
Doświadczenie, które powstawało przez nieoczywistą mieszankę bujnego losu i naszych osobistych wyborów. Przeróżnych wyborów i decyzji, często niepotrzebnych, często nieprzemyślanych lub tych przepełnionych świadomością i pewnością, wieńczące nasz olbrzymi sukces. 
Ja zwykłem powtarzać sobie, że nie ma złych wyborów, tudzież decyzji. Każda nasza decyzja, każdy następny krok ku zmianie coś powoduje, czasem coś niewidocznego, ale jednak… Nawet jeśli efekt, który w końcu przecież musi nastąpić, jest najpodlejszy i najmniej zadowalający, to przecież niesie za sobą pewne doświadczenia, a wszystkie nasze doświadczenia nas kształtują. Znowu zabrzmię melancholijnie i egzystencjalnie, ale cóż poradzić taki jestem i nie zamierzam chyba z tym walczyć. 



Bardzo mocno czuję, że właśnie te ,,złe’’ decyzje i ich rezultaty niosą dla nas ludzi największe doświadczenia. Gdy myślę o tych moich dziewiętnastu wiosnach to zdecydowanie częściej i bardziej skrupulatniej drążę te decyzje, które spowodowały, że na chwilę musiałem wrócić do pozycji embrionalnej, mocno pouderzać rękoma w ścianę – jak Pani wspominała (o której pisaliśmy tutaj [link]). Ale właśnie wtedy odradzałem się jak feniks z popiołu i mówiłem – hola hola Mat, tak nie może być, to twoje życie i tylko ty je zdołasz przeżyć – jak? Nadal nie wiem, ale tej niewiedzy pełnej ciekawości a wręcz łapczywości, tylko jedno może zaszkodzić. Ciągłe powracanie, rozdrapywanie i gdybanie, że może jednak powinienem zrobić inaczej. Ja dobrze wiem i Pani również, czasu nie zdołamy cofnąć, a to wszystko, co mamy dziś jest niczym innym jak zbiorem naszych wszelakich decyzji mocno wymieszanych z tym, co przygotował dla nas w ofercie nieokiełznany los. 
Oczywiście pewne jest to, że z każdej chybionej decyzji powinniśmy wyciągać wnioski, dokładać je starannie do naszego życiowego bagażu doświadczenia, lecz o nich nigdy nie zapominać. To bardzo pomaga, gdy zapada jesień, a latarnia za oknem nie daje w nocy spać. Myśli brzmią jak werble, potwornie głośno i właśnie wtedy otwieramy tę zakurzoną skrzynkę i przypominamy sobie – ... było gorzej, już raz się wykaraskałem, tym razem, nie mogę się poddać… Ktoś bardzo mądry powiedział mi kiedyś, że należy zrobić dwa kroki w tył, aby móc iść ciągle na przód. Nie powinniśmy zapominać o przeszłości, byłoby to z naszej strony bardzo niekoleżeńskie. Nie wypada nam zostawiać za sobą czegoś, co spowodowało, że dziś stąpamy po tym świecie właśnie tacy, a nie inni. 

Przeszłość starannie zatroszczyła się, a przynajmniej powinna zatroszczyć się o to, żeby któregoś dnia nie poczuć rozczarowania, że świat wcale nie jest taki kolorowy i oczywisty jak deklamuje pani z telewizji.  Moim zdaniem jest jeden aspekt, który niebywale pomoże nam w podejmowaniu wszelakich decyzji na przeróżnych płaszczyznach naszego życia. Nieustająca nauka i chęć zgłębiania naszej egzystencji.

Wewnętrznego poczucia kim jesteśmy, czego oczekujemy i czego już raczej nie warto się dotykać. 
Podjąłem raz tę najważniejszą decyzje, zresztą swego rodzaju bardzo nieoczywistą, a jednocześnie brzmiącą bardzo błaho. Choć znam kilku ludzi, którzy do tej pory nie odważyli się zrobić tego kroku w swoim życiu. Dziś żałują, bo nie posiadają w sobie tej infantylnej ciekawości i nieposkromionego pragnienia zmian.
Nie wiedzą, że życie w dużej mierze- jak nie największej- zależy tylko od nich. Wciąż liczą na innych, na szczęście, na zmianę kierunku wiatru na łagodne promienie słońca. Czekają i czekają. Brodząc w malkontencji, obwiniają każdego- tylko nie siebie. 

Ja też pewnego razu w swoim życiu dokonałem tej najważniejszej decyzji - mianowicie postanowiłem być całkowicie, dogłębnie sobą. Bez wszelakich ogarniających obaw, że komuś mógłbym się po prostu nie spodobać. Od tamtego momentu moje życie diametralnie się zmieniło. Wiem, kim jestem, kim chciałbym być, a kim na pewno nigdy nie będę- choć nie lubię stosować słowa nigdy, to tu mam pewne swoje uprzywilejowanie. Mimo że wysłuchuje często, że nie zaglądam zbyt bacznie ku przyszłości i nie biorę pod uwagę konsekwencji, to cóż może to tylko i wyłącznie objaw bycia lekkim samolubem i przeczucia, że przecież dziś to dziś, a jutro może nigdy nie nadejść. 

I na myśl narzuca mi się wątek Samotnego Mężczyzny autorstwa Christophera Isherwood’a, który nagle, a właściwie dopiero, zaczyna wykorzystywać swoje życie, widzi je w innych barwach, lepszych, przystępniejszych i wtem … odchodzi z tego dziwnego padołu. Jednak zbyt wcześnie ...
Sęk zatem w tym, żeby nie rozczarować się, gdy zgaśnie ekran, bo nikt nas nie wysłucha, że chcemy jeszcze to i tamto. Klamka zapadła. 

Więc tak jak Pani pisze – szkicujmy, bez możliwości skreślania. Twórzmy z tego, co mamy, z tego, co sami sobie naskrobaliśmy i tego, co przez nieuwagę zapomnieliśmy omieszkać. Żyjmy, a nie przeżywajmy, dumnie nieśmy ze sobą balast, który posiadamy. To on tworzy z nas tak indywidualne jednostki, tak całkowicie różniące się od siebie. Ja dziś znacznie różnię się od osoby, którą Pani poznała. Różnię się bardzo, bo na przestrzeni tych kilku lat od pierwszej rozmowy, podjąłem wiele, niezliczenie wiele decyzji, które dziś są widoczne, chociażby tutaj. A jak będzie za kilka dni, tygodni czy lat? Po co gdybać, przecież dziś dopiero listopad … 

Kończąc tę jakże mocno wewnętrzną, metaforyczną wypowiedź i jednak nieco filozoficzną z głośników dobiega do mnie głos przychrypniętej Kaśki Nosowskiej z 94’ w Katowickim Spodku
,, Herbata stygnie zapada mrok … A pod piórem ciągle nic ‘’.

Fakt- mrok zapadł, a herbata zdążyła wystygnąć, tylko pod piórem jednak coś naskrobane. Jak już zacząłem o Kaśce, to pewnie szybko nie skończę, bo jak wiadomo, mam jeden, największy, niepodważalny autorytet słowa, osobowości i tej pięknej, kruchej, artystycznej duszy. Jest to Katarzyna Nosowska moja mistrzyni na wszelkich dostępnych i poznanych mi levelach życia. Nie czuję się godzien pisać tu tych wszystkich pięknych porównań, zdrobnień i metafor, ale jedno jest bardzo pewne i spójne z dzisiejszymi ogarniającymi myślami. 
Sentencja, która dziś niebywale- a wręcz idealnie pasuje - ,, Warto, moim zdaniem, na pewnym etapie życia pokusić się o pełną akceptację faktu, że w starciu z naturą przemijania jesteśmy bezbronni. A w związku z tym powinniśmy każdą sekundę życia poświęcać na próby takiego zagospodarowania wszystkich chwil, aby – podsumowując życie – nie dojść do wniosku, że było ono kompletnie pozbawione sensu. ‘’ 

Zatem gospodarujmy każdą nawet najbardziej ulotną chwilą, cóż więcej nam pozostało, jak nie odnajdowanie radości w tak przyziemnych momentach, jak koncert, podróżowanie, książka czy czyjeś towarzystwo? Pytanie jednak czy my w dzisiejszych czasach potrafimy jeszcze odnajdywać przyjemność w czymś, co jest powszechne, ogólnodostępne- a momentami nawet banalne? 






M.