Dobry śnieżny wieczór...
Zdecydowanie zbyt długo nas tu nie było. Nieprawdaż?
Szczerze to zdążyłem się już obłędnie stęsknić. Przyzwyczaiła mnie trochę Pani do
frywolnego upustu myśli i emocji, do szybkich i autentycznych odpowiedzi. W
listopadowe wieczory brakuje rozmówcy, baaa- brakuje słuchacza, który chciałby
posłuchać czasem infantylnego narzekania- czy opowieści, tych rutynowych,
codziennych, przewidywalnych... Cóż, taka to pora, że wychodzimy z domu nocą,
wracamy nocą. Mijamy się, zakopani w literach, liczbach, rachunkach i
powtórzeniach. Dzień się gdzieś zatraca, widzimy go z okien miejsca, w którym
obficie przebywamy. Z utęsknieniem spoglądamy na chwilowe przebłyski słońca –
ale jeszcze kilka przystanków i natrafimy znów na wiosnę.
Zanim jednak wiosna, musimy przetrwać w sobie jakoś tę zimę.
Właściwie, jak to się stało, że dopadł nas już śnieg? Korony drzew w mgnieniu
oka zrzuciły z siebie balast liści. Niespokojny wiatr porozrzucał je po polach-
a nam arktyczny chłód dostarczył pierwsze białe śnieżyny, które delikatnie
roztrzaskują się na szybach samochodów. Jak to się stało, że jeszcze wczoraj
był sierpień, a ja starannie prasowałem koszulę na inauguracje roku, a dziś
owijałem starannie zmarzniętą szyję ciepłym szalem? Czas przelatuje nam przez
palce. Chwytamy tyle, ile jesteśmy w stanie złapać. Tylko czuję, że to nie
wystarcza. To trochę tak jak ze śniegiem. Mała ilość w naszych rozgrzanych
dłoniach nie ma szans na przetrwanie. Nasze Celsjusze roztopią delikatne płatki
śniegu, a duża uformowana kula może przetrwać, ma szansę zwiększać swą
objętość, ma możliwość zaistnienia i bycia czymś namacalnym. Dlatego myślę, że
nasza codzienność i powtarzalność- mimo częstego naszego znudzenia i przyzwyczajenia,
nie powinna tak łatwo umykać nam między palcami. Z tej rutyny można wyciągnąć
zasadniczo bardzo wiele, indywidualnie stworzyć coś, co może zaistnieć.
Wycisnąć maksimum, gdy czujemy, że zegar jak szalony mknie do przodu, gdy
zdajemy sobie sprawę, że tak niewiele już zostało. Nikt tego czasu nie
rozciągnie. Prawda?


Wracając jednak do tego miłego popołudnia, gdy za oknem zbierało się na szarówkę, poczułem się trochę jak w innej epoce. Zapomniałem, że istnieje coś takiego jak telefon, Internet … codzienność. Byłem w jednej z tych francuskich kawiarni, o których opowiadała Pani przy okazji Saint’a Exupery’ego i nurtu egzystencjalnego. Byłem gdzieś w pociągu, pomiędzy Paryżem a Warszawą czytając list, pełen gry słów- jak Jeremi zwykł pisać z Osiecką.
Najwidoczniej niewiele nam trzeba i wcale nie musimy uciekać
zbyt daleko, poświęcając niebotyczne sumy i olbrzymie ilości czasu. Może
właśnie w tym sęk, że brakuje nam tej zapomnianej przyjemności w czytaniu,
opowiadaniu, pisaniu i słuchaniu. Może winniśmy wrócić do podstaw i cieszyć się
z tak zapomnianych i odrzuconych dziś już listów czy pocztówek. Jedno jest pewne:
dzisiejsza symboliczna kawa, podana w przepięknych filiżankach, na genialnym
retro stole- była ucieleśnieniem tego, za czym tęsknie, a może tęsknimy
wszyscy?
I przypadkiem otwieram książkę od Pani i trafiam na stronę 123, na której widać zakreślenie czarnym piórem …
,, […] Ludzie najczęściej uciekają przed swymi zmartwieniami w przyszłość. Wyobrażają sobie na drodze czasu linię, poza którą ich dzisiejsze zmartwienie przestaje istnieć. […] ‘’ – cóż, właśnie mnie Pani kupiła!
M.
Zacznę od tego, że brakowało mi fancy. Przygniotły nas obowiązki. Jesień stała się zimą. Napisałeś o tym tak poetycko...
Umówiliśmy się, że pokażemy sobie swoje książki. Pokaż mi co
czytasz, co Cię fascynuje w lekturze- a
powiem Ci kim jesteś? Trochę tak….Tych książek tyle mam… są wszędzie…na biurku,
na poddaszu, przy kominku, na stole, w kuchni na parapecie, pod łóżkiem, przy
łóżku…różne… nie umiałabym bez nich żyć. Bez nich mój dom byłby pusty…
Ale opowiem Ci o trzech.


I o miłości Mat- ale jak! W atmosferze czarno – białej
codzienności, która jednak nie ma nic wspólnego z …kiczem. Bo miłość- bynajmniej ta ważna, niesie zawsze
za sobą przeżycia jedyne i niepowtarzalne. Dlatego zawsze wydaje nam się, że
kochamy bardziej i tak jak nikt wcześniej.
I coś w tym jest…
Jeszcze jeden cytat:
„Ludzie byli najpierw hermafrodytami i bóg przedzielił każdego człowieka na
dwie połowy, które od tego czasu błądzą po świecie szukając się nawzajem.
Miłość jest tęsknotą po utraconej połowie nas samych”. Pisarz specjalnie
napisał z małej litery „bóg” myśląc bardziej o idei początku…i nie chcąc
ingerować za bardzo w kwestie religii. Mnie ujął także słowami o tym, że miłość
jest wolnością, nie warto kochać inaczej, tak, by nas zniewalała…MA TWORZYĆ
człowieka, nie niszczyć…
Druga to …Elizabeth Kerri Morton i jej ”Skandalistki”. 26
portretów kobiet, które naruszyły w swoich czasach zastaną hierarchię i wydobyły się ze stereotypu…piekielnie
inteligentne /Zelda Fitzgerald/, zdolne /Frida Kahlo/, bezkompromisowe / Grace
O`Malley/. Niektóre zapłaciły potworną cenę za swoje niebanalne życie:
szaleństwo, śmierć na stosie, odrzucenie, śmierć w samotności i biedzie.
Wszystkie przetrwały w pamięci kolejnych pokoleń jako te, które historie
swojego życia napisały inaczej… Jedna z nich, legendarna pilotka Amelia Earhart
żyjąca w latach 1897-1937 napisała w swoim pamiętniku: „ Kiedy podejmuję się jakiegoś zadania na przekór losowi i wbrew
wszystkim, czasami drżę na myśl o tym, że to właśnie kocham najbardziej”…
Jej samolot, który nazwała…Electrą /sic!/ zaginął w odmętach Oceanu Spokojnego.
Wraz z nią. Za pasję życia- zapłaciła życiem. „Żyła tak jakby była niezwyciężona, nieoczekiwanie okazała się
śmiertelnikiem jak każdy z nas.” Mat wyobrażasz sobie co trzeba mieć w
głowie, jaką być osobowością, by w 1937 r. odważyć się samolotem, w którym
połowa materiałów była wykonana z drewna- zdecydować się na przelot dookoła
kuli ziemskiej??? Moje „Skandalistki” są …. nieprzeciętne. Nie bały się. I to
co mnie najbardziej ujmuje w tych historiach: żyły swoim życiem, a nie
narzuconym przez innych….
I na koniec …arcydzieło. Zadziwię Cię. Tren IX Jana Kochanowskiego. Interpretacji wiele. A ja zawsze, gdy go czytam myślę sobie tak: nie mądruj się, jakbyś pozjadała wszystkie rozumy. Wszystkiego nie wiesz, a to, co wiesz, nie zawsze uchroni Cię od błędów…
Zostawiam Cię z „Nieznośną lekkością bytu”. Do Twoich „bierek” /pisanych z małej litery/ dobiorę się jeszcze dziś. W bibliotece powiedziałeś mi, że powinnam to przeczytać. Zerknęłam na opis. „Tak naprawdę wszyscy marzymy o tym samym i tego samego pragniemy…”
Zwiodłam Cię do biblioteki. Dobre miejsce na kryjówkę Mat,
bardzo dobre. Uciekaj tam czasem…