W głośnikach delikatnie dziś rozbrzmiewa ,,ciemna strona
księżyca’’ Pink Floyd’ów, choć o jakiej delikatności mowa … Jest tu zbyt
wielka, narastająca i przerastająca kumulacja emocji, aby mówić o spokoju...

Te złowieszcze, mocno kroczące młoty … powściągliwie
zobrazowana metafora seksualnej bliskości przedstawiona przez jakże niewinne
kwiaty … i ten przygnębiający mur, który potrafił zrównać z ziemią wszystko.
Mur, który doszczętnie oddzielał od świata realnego, a w końcu- ukazany obraz
nauczyciela. Tego podłego, nieludzkiego, obrzydliwie oschłego, nigdy wtedy nie
pomyślałbym, że dziś będę tworzył to miejsce właśnie z nauczycielem. Paradoks
goni paradoks. Ściana stała się doznaniem, tak szczególnym i
nieprzeciętnym, że nawet dziś czuje, że emocje nigdy do końca nie uleciały.
Zapewne nie ulecą już nigdy. To jest zbyt mocne, zbyt aktualne dla każdego z
nas. Ściana jako historia nierozumienia i brak akceptacji otaczającego świata,
ludzi i sytuacji.
Jest ktoś, kto dziś bez zająknięcia, mógłby zdeklarować się,
że rozumie i zezwala na wszystko wokół?

Spokój, który potrafi koić wszystkie dotkliwe nerwy, który
potrafi dać upust wszystkim emocjom. Spokój, który mimo pomijania i zapomnienia
jest nam tak potrzebny. Choć teraz wizualizuje mi się sytuacja, tak mocno
dzisiejsza … Wiele osób wchodząc do domu z pracy czy szkoły, przekracza próg i
automatycznie, bez zastanowienia włącza telewizor lub muzykę. Dlaczego?
Bo narastająca cisza jest synonimem samotności. Niesie ze
sobą pewien lęk, który prowokuje nasze myśli do obnażenia się przed samym sobą.
Boimy się pozostawać sami ze sobą. Boimy się echa w pustym domu. Pustych łóżek
i samotnie zimnych poranków. Przecież dlatego szukamy osoby, która wypełni tę
pustkę, która zagłuszy w naszym życiu tę głośną ciszę. Choć to właśnie chyba
jej tak często potrzebujemy. Nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Dziś, gdy
intensywność poraża nas z każdej możliwej strony, potrzebujemy chwili bez
dźwięków, bez obrazów, czasem bez słów i bez towarzystwa … Intymnej chwili dla
siebie, by móc wziąć głębszy wdech i delikatnie, bez pośpiechu strawić
teraźniejszość. Zatem czynnego, dobrowolnego obcowanie z ciszą. Umiejętność, której brakuje znacznej większości. Nasza
kolejna już cywilizacyjna porażka …

Niebawem znów przypomnimy sobie o tym wszystkim. Tak bardzo
wyraziście, jak ja dziś wspominam podłą jesień. Zawitamy niepwnym krokiem na
cmentarze. Rozpalimy jaskrawy ogień i pozostawimy, by sam walczył z pogodowymi
anomaliami. Zaczniemy myśleć, wracając do przeszłości. Zaczniemy gdybać o
przyszłości i o absurdalnym losie. Naszym i wszystkich tych, których dziś obok
nas już nie ma.
Niewyobrażalnie ogromny, niekończący się temat, który
powoduje we mnie wielki dyskomfort. Bolączki zbliżone do wyobrażeń o kosmosie.
Niekończącej się nigdy przestrzeni, której nie w sposób wyjaśnić, objąć,
pokazać, dotknąć … Jest wszystkim i jest niczym. My jesteśmy wszystkim i my
jesteśmy niczym. Zarówno tutaj, jak i w całym ogarniającym nas czarnym
wszechświecie.
Piekło i niebo jest tutaj. Tkwimy w nim od urodzenia. To
czasem od nas zależy, gdzie wolimy się usadowić. Niebem może być nasze życie
tak bardzo jak i piekłem. Możemy dokonywać wyborów, które niosą za sobą pewne
konsekwencje, które wrosną w nas, zostawiając po jednej lub drugiej stronie.
Patrząc jednak na nasz świat, na otaczające nas skrajności … widzę przecież, że
w tej chwili bogaty, opalony pan na Florydzie czuje się jak w najprawdziwszym
niebie- a wygłodzone, niewinne dziecko w Etiopii spoczywa w objęciach
najprawdziwszego piekła. Gdzie ich wybór? Nigdzie.
Po prostu życie nigdy nie
było sprawiedliwe dla wszystkich. Nigdy sprawiedliwym się nie stanie. Dlatego
każdego dnia żyjemy pośród przejrzystych rajskich chmur i palących objęć
diabelskich płomieni. Pośród sprzeczności, niejasności i paradoksów.
Niebawem … tak niebawem znów staniemy przed marmurowymi
pomnikami. Zatrujemy się nieznaną nam ciszą i obnażymy się przed sobą. Ukazując
sobie swoje lęki, strach i niepewność. Niczym w ,, Ścianie ‘’ sprytnie otoczymy
się murem, nie pozwalając światu zewnętrznemu na bliższe dotarcie. Uronimy
słone łzy tęsknoty i zakopiemy się w narastających pytaniach. Co będzie ze mną?
Co stało się wtedy … z Tobą? Na te pytania nawet Pani dziś nie odpowie.
Spokojnie … nie oczekuje żadnych odpowiedzi. Nawet gdybym mógł poznać odpowiedź
nigdy nie zgodziłbym się na tę prawdę. Im mniej wiemy, tym bardziej szczęśliwi
potrafimy być, a ja tego szczęścia jeszcze potrzebuje. Naiwnego, pełnego
niewiedzy szczęścia.
Pewne stwierdzenia mogłyby doprowadzić mnie do nieuniknionej
ruiny. Choć nie upieram się przy swoim. Staram się starannie tego uczyć. Bycia
niemożliwie otwartym na zdanie innych. Umiejętnie i ze zrozumieniem słuchać.
Nie zamykać się. Nie ustawiać przed sobą ściany z kolejnych nic nieznaczących
cegieł. Przecież zabarykadowany nie dotarłbym nigdzie a dotrzeć pragnę
wszędzie.
M.
Oj Mat, jakże Ci na to wszystko spokojnie
odpowiedzieć....Spróbuję jednak, tak się przecież umówiliśmy... Jesień mnie
inspiruje, oczywiście narzekam na ciemne dni i deszcz- ale to się da
wytłumaczyć racjonalnie. Ponoć wystarczy tabletka witaminy D3. Wtedy zostaje
już tylko cieszyć się z jesieni, właśnie takiej jak opisujesz: zamyślonej,
smutnej i melancholijnej. Zatrzymać się na chwilę choć, pospacerować po parku
pokrytym zeschłymi liśćmi. Pogadać ze sobą: czego szukam, czy znajduję, czy
jestem bliżej, czy wciąż mi jeszcze daleko do celu, czy mam ten cel, czy tylko
żyję z dnia na dzień, a jeżeli go nie mam, czy to tak źle? Czy mam dokąd
wrócić? Czy wiem czego szukam? Nazwać niepokoje, lęki, a po drodze mimo
wszystko uśmiechnąć się do tej żółci i brązów. Jest pięknie Mat, naprawdę jest
pięknie, gdy tylko zechcemy to zobaczyć, nawet smutek jesieni tego nie
przysłania...
Nie możemy wciąż pędzić. Jesień nas zatrzymuje. I chwała jej
za to.
A potem piszesz o szkole. Obraz szkoły totalitarnej w
piosence Pink Floydów. Czy takiej szkoły już nie ma? Pokolenia krzyczą: nie
chcemy ograniczania myśli. Nie ograniczamy? Zacząłeś od Gombrowicza. To on
pisał o zniewoleniu formą. Forma szkoły nie zmieniła się. Nie chcecie edukacji?
Ależ oczywiście, że chcecie. Nie chcecie, by wpływać na Wasze myśli? Ależ
oczywiście, że chcecie...To jest paradoks. Już wyjaśniam: gramy w szkole życia.
Potrzebujecie edukacji, potrzebujecie, by ktoś nauczył Was myślenia, nawet
jakieś kontroli potrzebujecie. Nie zgadzacie się tylko z formą. Gdy ktoś wbija
Was w poczucie przeciętności, lenistwa, ograniczenia. Nauczyciel tyran w
piosence Rogersa to tylko wyrobnik, kontroler realizacji materiału, prawomyślny
prymus, poddany jakiemuś bliżej nieokreślonemu systemowi, a wszystkie swoje
decyzje i brak decyzji wyjaśnia tym, że tak musi, że inaczej nie można…Za to
jak w ogień pójdziecie za tym, który będzie Wam nazywał świat i będzie z Wami
zawsze. Nie bój się, nawet jeżeli się pomylisz jestem obok- powie ten
nauczyciel. Nie wylecisz w kosmos. Przytrzymam Cię. Jak w ogień pójdziecie za
tym, który nie gra, ale jest sobą. Potrafi przyznać się: nie wiem, nie mam
pojęcia, ale może odkryjemy to razem? Jak w ogień pójdziecie za tym, który jest
mądry prawdziwie, a nie przemądrzały….
Zatem Mat…potrzebujecie edukacji i kto wie, czy nie
najbardziej tego, by ktoś Was nauczył
myśleć- a myśleć będziecie już potem samodzielnie. On ma tylko wskazać
drogę….Ty ją odkryjesz sam. Nawet jeśli czasem zatrzymasz się na ścianie.
Ściana 1. Samotność. Nie jest demonem. Pozwala poznać siebie.
Przeżywasz to w Krakowie. Jesteś sam. Ale jesteś szczęśliwy. W końcu ze sobą.
Możesz prowadzić to cudne soliloquium. Bywa dobra taka samotność.
Sciana 2. Osamotnienie. Tu jest pustka. Nie ma nikogo.
Wpadasz w dół. Dlaczego nie ma? To powinno być pierwsze pytanie i jak je sobie
zadasz to kto wie, czy to nie pierwszy krok do zmiany.
Ściana 3. To mija. Na ogół to wszystko mija. „Czas lekarz
wszelaki”- pisał Kochanowski. Miał rację. Postoisz trochę pod tą ścianą
nieszczęścia, popłaczesz może nawet, pouderzasz w nią głową, poranisz ręce,
zawyjesz z rozpaczy, poklniesz, pozapadasz się w sobie, zmęczysz…i w końcu
odejdziesz.
I znów zaczniesz żyć tak jak lubisz. Tylko nie pal świata
wcześniej. On nigdy nie spłonie, a Ty będziesz musiał długo gubić ten straszny
zapach…
W wymiarze osobistym
stracił wszystko- żonę i przyjaciela. W wymiarze moralnym- powinien czuć się
zwycięzcą….
Czasem to za mało, prawda?
Tak Mat- piekło i niebo jest tutaj. Tkwimy w nim od
urodzenia, aż po kres. Dodałabym tylko do Twojej myśli: i to jest właśnie
absolutnie piękne w nas. Te sprzeczności, te nasze samotności, upadki – i te
konkrety, wzloty, zwycięstwa w codzienności.
Mur i ściana mają kres. Kto wie, może tylko po to są
właśnie, by je pokonywać…a nie, by nas zatrzymywać…Ale Ty już chyba o tym
wiesz….zabarykadowany nie dotrzesz nigdzie. Udusisz się z braku świeżego
powietrza i zwiędniesz.
Więc biegnij Mat, biegnij…
E.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz