środa, 10 maja 2017

20. pytania przy winie i książkach

Dzisiejszy post nieco z innej perspektywy. Skrzętnie spisane wypowiedzi dojrzewały przez kilka miesięcy, topniejąc powoli od śniegu i mrozu aż nastała wiosna, która przyniosła ze sobą... resztki mrozu i wilgotnej aury... Przeprowadzony wywiad zwieńczył koniec zimy, rozgrzewaliśmy się pytaniami i smakowaniem grzanego czerwonego wina. 
W anturażu starych książek, siwego dymu i zaszronionych okien... Spotkanie miało posłużyć raczej mojej znajomej- Michalinie, zaliczenie na studiach...Skorzystałem i ja... Kilka pytań i kilka bardziej złożonych odpowiedzi. O czym? o kim? O mnie i o ... 


Michalina Chmielarczyk- „Nadwrażliwość to mój wróg, przerost duszy nad rozumem”- tak śpiewała Nosowska, której obydwoje jesteśmy fanami. Ty zdajesz się być osobą, która też naznaczona jest balastem nadwrażliwości…
Mat Mosiala- To prawda, ja postrzegam to w ten sposób, że w moim krwiobiegu jest wpisana pewna nadinterpretacja świata, ludzi, zdarzeń z domieszką nieco melancholii.



I jak odkrywałeś w sobie tę cechę dostrzegania tego, co dla innych na co dzień jest niedostrzegalne?

- W odkrywaniu tego nie było kluczowego momentu, to narastało stopniowo. Na pewno wpływ na to miało czytanie książek, zaznajamianie się z poezją czy też odkrywanie i poznawanie nowych ludzi, których z początku bardzo się bałem. I dopiero później, gdy już uświadomiłem sobie, że mam w sobie coś takiego, wiedziałem, że muszę to w pewien sposób zaakceptować. I to był pierwszy taki krok, żeby stwierdzić, że jednak to jest taka cecha, którą chciałbym w pewien sposób wystawić na piedestał, żebym mógł z tego czerpać i tak właśnie dziś się dzieje.

- Czyli jednak przyjaciel, nie wróg

- Myślę, że można tak powiedzieć. Daje mi to możliwość wyrażania swojej osoby w słowach, w rozmowach z innymi ludźmi, które bardzo lubię.

- „Nadinterpretacja rzeczywistości” - jak to nazywasz- wydaje się być dobrym fundamentem do pisania. Umiejętność zauważania czegoś więcej jest chyba dobrym pierwiastkiem dla osoby, która tą rzeczywistość chce opisywać.



- Zdecydowanie! Od samych początków pisania traktowałem to jako upust dla wszelakich moich emocji, których nigdy nie uwalniałem z siebie poprzez kłótnie czy trudne rozmowy. Wolałem się zaszyć i spisać skrupulatnie to, co czułem. I czasami były to bardzo negatywne emocje, a czasami zwyczajne, codzienne „problemy”, nawet bardzo infantylne. I to stało się moim sposobem na wyrażenie tego, co mnie dotyka. Pisanie mnie uwalnia.

- Teraz piszesz i blog, i niedawno ukazała się Twoja publikacja. Czy zawsze swoją twórczość kierowałeś do jakiegoś grona odbiorców, czy początkowo była to twórczość „do szuflady”, jakaś forma autoterapii?

-  Początkowo nie chwaliłem się swoją twórczością. Było jedynie niewielkie grono, które wiedziało, że coś piszę. Dopiero z czasem zdecydowałem skierować to do ludzi, ale zupełnie nie licząc na poklask czy tłumy czytelników, zależało mi tylko na tym, żeby pozyskiwać osoby, które myślą i czują tak samo, jak ja. I to chyba największy zaszczyt, który może spotkać kogoś, kto zdecyduje się podzielić swoją twórczością.

- Jednym z owoców Twojego pisania jest blog Fancy Konwersacje. Blog ten prowadzisz w formie dialogu z Panią dyrektor Twojej szkoły. Skąd pomysł na taką formę i skąd pomysł na tak odważny dobór partnera do rozmów?


- Ten pomysł narodził się na Malcie, gdzie byłem na praktykach. Tam spędziłem obfity tydzień z panią dyrektor. Początkowo traktowałem ją przez pryzmat autorytetu, nie wiedziałem jaką osobą może być na gruncie bardziej prywatnym. I ten czas pozwolił nam na wymianę przeróżnych naszych inspiracji. Mogłem opowiedzieć jej o mojej tęsknocie za czasami, kiedy ludzie żyli wolniej, czekali na kontakt z drugim człowiekiem. I zachłyśnięci różnymi tematami uznaliśmy, że wspólnie możemy się od siebie czegoś nauczyć, wymienić poglądy, niezależnie od tego, że dzieli nas zarówno różnica wieku, jak i życiowego doświadczenia. Tak właśnie powstała idea wymiany spostrzeżeń, która przyświeca nam przy tworzeniu Fancy Konwersacji.

- Czy fakt, że prowadzisz blog z pedagogiem, ogranicza w jakiś sposób tematy, które można 

poruszyć?

- Niektórym mogłoby się wydawać i takie uwagi też pojawiają się wśród czytelników. Że to przecież pani Dyrektor, ale okazuje się, że nie ma tematów, na które nie można się zdecydować, jeśli tylko ta druga osoba jest do rozmowy chętna. Co więcej, pani Elżbieta jest osobą bardzo otwartą. Nie ogranicza pracy nauczyciela do nauczania, tylko chce poznawać osoby, które spotyka, które uczy. (Wiem, że niestety nie ma możliwości, aby ten kontakt z innymi uczniami był tak dobry, jak ze mną, ale wydaje mi się, że nasz blog skraca ten dystans również w oczach innych uczniów. I to też jest jeden z celów naszego bloga- pokazanie szkoły, która jest otwarta i która wbrew pozorom może być miejscem, gdzie znajdziesz pomoc, tym samym pokazanie młodym zagubionym ludziom, że ci starsi mogą nam wiele dodać do codzienności.

- Wspomniałeś już o tym, że nie ma tematów, na które nie warto rozmawiać. Ale skąd brać pomysły na tematy, które będą interesujące, które zachęcą czytelnika do lektury?

Powróciłbym tutaj właśnie do kwestii tej mojej nadinterpretacji. Często zdarza się tak, że to jest jedna chwila. Podróż pociągiem, ładny widok. To mogą być ludzie, ich historie, to może być kawa wypita w nietypowej kawiarni. I takie proste sytuacje dają mi właśnie bodziec do pisania. Jeśli natomiast chodzi o tematy na Fancy Konwersacje to najważniejsze jest dla mnie postawienie pytań, na które bardzo chciałbym poznać odpowiedź, jednocześnie nie wymagam pełnej odpowiedzi od kogokolwiek, można to porównać do grzebania w czymś, co już przeświadczone, jest ciekawość, ale jednocześnie jest świadomość, że odpowiedź będzie bardzo nieoczywista. Pragnę zawsze poznać zdanie pani Elżbiety na dany temat… Najgorszy był pierwszy post, bo jednak zgodnie z tytułem bloga zależało nam, żeby to było fancy. Najlepiej jednak zacząć od podstaw, czyli po prostu od rozmowy. Kolejne tematy przychodzą same, weryfikuje je codzienność.

- Czy ważny w prowadzeniu bloga jest odzew czytelników, świadomość, że po drugiej stronie ekranu też ktoś jest? Że czyta, czuje, myśli o tym. Jak zwabić czytelników i zachęcić ich do tego, żeby na chwilę się zatrzymali?

-Odbiór innych jest bardzo ważny. Z jednej strony cieszy, daje satysfakcje, ale z drugiej motywuje. Sprawia, że mamy w świadomości to, że jeśli jeden z postów cieszył się dużą popularnością, kolejny nie może być gorszy. Nie może obniżać poprzeczki. Ale nie można skupić się tylko na czytelnikach, bo to prowadzi do wypalenia, do przykrego poczucia obowiązku pisania, a nie o to w tym chodzi. Myślę, że jeśli ktoś naprawdę chce pisać, to nie powinien skupiać się na frekwencji czytelników. Przed Fancy prowadziłem osobisty blog, który nie cieszył się popularnością, ale zdarzyła się jedna osoba, która zechciała się zatrzymać i dać znać, że też tak postrzega pewną sytuację. I to jest miłe, i to czasami wystarczy.

-Blog to nie tylko teksty. To także oprawa, odpowiedni design, który dziś wydaje się bardzo ważny. Jak wygląda prowadzenie bloga od strony technicznej?
- Skupienie się na takich detalach również jest bardzo istotne. Same teksty rodzą się dość długo, a później muszą jeszcze być poddane odpowiednim poprawkom, nieco dojrzeć. Do tekstu dobieram zawsze fotografie, należy dobrać odpowiedni czcionki, mieć pomysł na format. To również jest bardzo istotne, gdyż efekt wizualny nie pozostaje bez znaczenia. Ostatnim elementem tego procesu jest właśnie głos czytelników. To ich wypowiedzi, komentarze, spostrzeżenia zamykają to wszystko w całość i nadają ostatecznej formy.

-Czy uważasz, że istnieje jakaś recepta na udany blog?
- To zależy. Myślę, że przede wszystkim trzeba się zastanowić czy chcemy pisać blog dla samego pisania, czy ma to być sposób na wypromowanie siebie, zdobycie swego rodzaju poklasku czy sławy. Najważniejsza jest autentyczność. I wtedy nie ma znaczenia temat, jeśli robisz to w zgodzie ze sobą i pozostajesz autentyczny. Ale bardzo ważne są inspiracje. Trzeba ich szukać, np. w innych blogach, ludziach czy twórczościach, czasem tych archaicznych. Wtedy można odnaleźć bardzo owocne pomysły, które mogą pomóc nam się rozwinąć, jeśli będziemy próbowali znaleźć swój styl. O jednoznaczną receptę na udanego bloga raczej trudno, bo gdyby była, to już dawno ktoś by ją opatentował… Ale znam dużo udanych blogów i tam chyba tym czynnikiem jest brak udawania i niesprzedawanie swojej prywatności, a umiejętność pokazania siebie nawet w najmniejszym tekście czy zdjęciu, bazując na tym, co pragniemy pokazać.


- Hmm, autentyczność… A co z reklamą?

- Na pewno, nie bez powodu mówią, że reklama jest dźwignią handlu. Ja jestem zdania, że w tym wypadku najlepszą reklamą jest tzw. poczta pantoflowa. Ktoś przeczyta, poleci znajomym, a ci znajomi jeszcze innym znajomym.

- Wspominałeś też o inspiracjach. Wiemy już, że można ich szukać na innych blogach. Czy gdzieś jeszcze?

- Jakiś rok temu zdecydowałem się nieco odpuścić systematyczne śledzenie blogów na rzecz książek. Sam proces czytania książek, przewracanie kolejnych stron, ich zapach. To na pewno głębsze i bardziej inspirujące niż przeglądanie strony internetowej. Mnie bardzo inspirują także przeróżne podróże. Jest to takie małe porzucenie swojego stałego gruntu. Udajemy się w nieznane, nie wiemy dokąd pójść i skupiamy się na pojedynczych przeżyciach- odnajdujemy jakiś ładny widok, spotykamy innych ludzi, obserwujemy nową kulturę. Styczność z nieznanym jest dla mnie niesamowitą inspiracją.

- Na blogu możemy poczytać teksty pisane prozą, ale są jeszcze wiersze, ale to przecież jest totalny oldschool! Dzisiaj, gdy chcemy odreagować, to idziemy na siłownie, pobiegać, pokrzyczeć na koncercie, a Ty piszesz wiersze…


-To na pewno też jest dla mnie jakiś sposób na odreagowanie. I jest to bardzo intymna chwila. Jestem sam na sam z białą kartką. Moja poezja też jest raczej smutna, melancholijna. To po prostu upust dla emocji, które w pewnym momencie mnie przerastają. I mógłbym to przekuć w kolejny tekst na bloga, ale to jednak nie daje mi kompletnego wyzwolenia. Pisanie wierszy jest zupełnie czymś innym. Ja raczej nigdy nie byłem chłopakiem, który idzie pokopać w piłę. Nie lubię też różnorakiej przemocy i nie chciałbym dawać upustu emocjom poprzez fizyczność. Ja nawet kłócić się nie umiem, więc mój krzyk to moje wiersze.

- Czyli poezja nie musi być naznaczone znakiem przeżytku?


- Często się pojawia taki pogląd, ale w ostatnim czasie sam zauważam, że sporo osób po nią sięga i często to są osoby, które nas codziennie otaczają, ale nie mamy o tym pojęcia, bo ich wiersze skazane są na szufladę. Bardzo fajnym uczuciem jest dostrzeganie, że wokół jest więcej ludzi obdarzonych taką wrażliwością.

-  Twoja poezja jest raczej melancholijna. Czy w Twoich wierszach Ty sam jesteś bohaterem, czy przewidujesz w nich miejsce na odnalezienie się czytelnika?


-Większość wierszy, które napisałem, są bardzo silnie naznaczone moją osobą. To opis sytuacji, które przeżyłem, które poczułem, dotknąłem. Ale jest też część wierszy, gdzie nie ma nakreślonego podmiotu lirycznego. Mogę nim być ja, Ty, ktokolwiek, kto odnalazłby się w takim postrzeganiu świata. Choć nawet te utwory, które powstały z mojej perspektywy nie zamykają czytelnikom możliwości interpretacji ich pod kątem własnej osoby. Poezja nie ma ograniczać, więc czytelnik powinien z wierszem zrobić to, na co ma ochotę i zobaczyć w nim to, co potrzebuje zobaczyć.


- Twoje wiersze doprowadziły Cię do opublikowania Twojego pierwszego tomiku poezji pt. „Iskry”. Na blogu przeczytałam, że moment rozpisania się jest trudny, ale moment publikacji 
jeszcze trudniejszy…


- Tak, te wiersze powstawały przez dwa lata i tworzą taką moją życiową parabolę- od momentów szczęścia poprzez kulminację najbardziej negatywnych emocji, po to, by znowu dojść do chwili pogodzenia, odrodzenia. Mój tomik jest bardzo indywidualny, od początku do końca, bo nie chciałem, żeby ktoś się w to wtrącał. Zająłem się wszystkim w tym efektem wizualnym, wyglądem okładki… chciałem, żeby to wszystko było spójne ze sobą i spójne ze mną. Moment publikacji to początkowo moment euforii, w końcu trzymasz w rękach coś, co stworzyłeś sam od podstaw. A później przychodzi moment, gdy to musi pójść do czytelnika, który może spojrzeć na to zupełnie inaczej. Może tego nie zrozumieć, skrytykować, wyśmiać. Pierwsze egzemplarze trafiły do listy szczególnych 20 osób, którym chciałem je dać. Szczerze mówiąc, myślałem, że na tym się skończy, jednak ludzie byli zaciekawieni i chcieli więcej.

-Czyli nie było powodów do strachu?

-Reakcja ludzi była bardzo zaskakująca. A zarazem ten tomik otworzył ludzi, którzy chcieli o nim rozmawiać, interpretować go na różne sposoby. To była dla mnie największa motywacja, żeby pisać dalej. I moment tej przychylnej reakcji sprawił, że w pewien sposób zostałem ukoronowany, ale to nie dało mi przyzwolenia na odpuszczenie. Nie uznałem, że chcę bazować na „Iskrach”. Uznałem, że udało się, ale następnym razem może się nie udać, trzeba po prostu nie przestawać i próbować.

-A jak wygląda sam proces wydawania tomiku?

- To głównie jest uzależnione od tego, czy decydujemy się na to, by zrobić to sami, czy chcemy powierzyć to osobie, która się ma tym zna, która się tym zajmuje. Ja akurat chciałem, żeby to było całkowicie moje, więc nie wysłałem tego do wydawnictwa, bo bałem się modyfikacji, które może ono narzucić. Zdecydowałem się więc znaleźć drukarnię, która niezależnie wydrukowała „Iskry” na mój koszt i na moją rękę. Tutaj wszystko było uzależnione ode mnie. Musiałem tym wszystkim odpowiednio sterować. Natomiast nie wykluczam tego, że gdyby powstał mój drugi tomik poezji to być może pod szyldem jakiegoś wydawnictwa. Na razie nie mogę opowiedzieć jak wygląda praca z wydawnictwem, bo sam jej nie doświadczyłem.

- Powiedziałeś „jeśli drugi tomik poezji powstanie…”. Czy zmierzasz ku temu, by powstał?
- Pamiętam taki moment, gdy „Iskry” były już właściwie skończone i czekały jedynie na wydruk. Wtedy naszła mnie myśl, że być może przez to się całkowicie spalę, że to już wszystko, co mam do pokazania i że nie będę w stanie pisać dalej. Stało się zupełnie odwrotnie. Byłem z notesem wszędzie, wszędzie widziałem inspiracje. I od tego momentu powstaje bardzo dużo wierszy. Ale nie zastanawiam się nad tym. Póki co realizuję swoją nową wizję, która powstała w mojej głowie po przeczytaniu powieści „Nagi lunch”. Spisałem na maszynie moje utwory przeplatane refleksjami. Póki co to leży, jest, cieszy oko. Co będzie dalej… nie mam pojęcia. Nie chcę doprowadzać się też do ściany, pod którą stoję i czuję presję, że muszę coś zrobić. Póki co tak nie jest i chciałbym, żeby tak zostało.

- Czego życzyć Ci jako młodemu artyście?


- Kiedyś ktoś życzył mi, żebym nie odleciał. I ta piękna metafora wydaje się być najlepszym życzeniem. Żebym miał skrzydła, ale pozostawał cały czas na ziemi, pozostawał ludzki dla ludzi...