wtorek, 26 września 2017

24. O tym jak wszystko wokół się zmienia... w jesień...

Dzień dobry:)

Jakże inaczej jest pisać do Ciebie, gdy nie widzę Cię na szkolnym korytarzu... Pozostają zdjęcia /piękne/ na Instagramie i słowa wyczytane w postach...
Tak, wiem, wszystko dobrze, już w biegu, już w nowym anturażu. Wszystko tak jak chciałeś. Obiecaliśmy sobie jednak pisać...przed nami kolejny rok, inny Mat i dla Ciebie i dla mnie. Nie dziw się więc, że chcę napisać o zmianach. Bez ich rozumienia, bez ich wprowadzania, bez nich ogólnie- tkwilibyśmy w jednym miejscu i choćby nie wiem jak bardzo było ono wygodne- to jednak zostawalibyśmy w tyle... Nasze życie bez tej stałęj-zmiennej byłoby jakby...niepełne :). Ostatnio zaskakują nas pewnie zmiany w Europie i Polsce, ale nawet i do nich musimy jakoś się ustosunkować...

Kto wie, czy to nie jest najważniejsze w zmianach. Czasem, gdy nie ma jak powstrzymać ich, gdy z przerażeniem odkrywamy, że świat, który rozumieliśmy i czuliśmy się w nim dobrze- zaskakuje, nie jest już ani taki przewidywalny, ani miły, pozostaje nam zająć określone stanowisko. Pamiętasz o czym pisałam w poprzednim poście? :)


Kilka lat temu ktoś mi powiedział, że nie warto chyba przejmować się i denerwować rzeczami, na które nie mam wpływu. Warto natomiast koncentrować się na tym, co mogę zmieniać...i robić wszystko, by to było DOBRE. Gdy trzeba- wycofać się, gdy jest się pewnym- przeć naprzód, nie ustępować, nawet, gdy będzie to nas trochę kosztować emocji.  Zmiany czasem nam nie pomagają, przeciwnie- irytują i niepokoją. Wtedy powinniśmy uruchomić cały swój zasób sił, by je unieść i zrozumieć... I czasem trzeba jeszcze umieć do nich przekonywać innych...

Widzisz Mat... skończyłeś szkołę, zmieniło się w Twoim życiu tak wiele...
tak bardzo już tego chciałeś, a gdy się zdarzyło- może troszkę rozczarowało, może zmieniło Cię nagle... proces...
Wierzę, że się podzielisz swoimi doświadczeniami.

Tymczasem wrzesień zbliża nas nieuchronnie do jesieni. Uwielbiam ją....Jest jak dojrzałe wino, ma głęboki smak po całym roku doświadczeń- tych dobrych i tych złych....Wiemy więcej, rozumiemy więcej, czujemy więcej....może nawet chcemy więcej.... Cieszmy się nią....

I te brązy Mat.....


E.




Dobry wieczór. Chyba nie zdaje sobie Pani sprawy jak wielką przyjemność i nieposkromioną satysfakcję sprawia mi czytanie wiadomości od Pani, którą potęguje świadomość, że ja jestem tu a Pani zupełnie gdzie indziej, w miejscu o którym przyznam czasem intensywniej myślę,  miejscu i czasie, który przypomina mi się wraz z całymi pokładami tęsknoty za tym, co minione.

Tęsknota jest dodatkiem do świadomości, że zdarzyło się wszystko to, czego pragnąłem... Mam to, namacalnie i wyobrażalnie, mogę stąpać po świecie, który z marzeń i wyobrażeń stał się codziennością. I mimo, że nie widuję Pani pośród nieznanych twarzy, nie rozpoznaje uśmiechu o poranku i zmęczenia późnym popołudniem, czuję, że gdzieś obok jest Pani duch, symbiotycznie ciekaw tego, co dzieje się w mojej wielkomiejskiej aglomeracji, pośród niepojętej mieszanki kulturowej, pośród tego co oczywiste i całkowicie niepojęte, jak zmiany o, których Pani pisze.


Zawsze powtarzałem, że zmiany są konieczne. Bez nich stalibyśmy w miejscu. Bez jakichkolwiek ruchów niezależnych od nas zapewne sami nigdy, przenigdy nie pokusilibyśmy się o kolejny radykalny ruch. Jednak, gdy zmiany następują zbyt szybko, zbyt intensywnie i za bardzo obok nas, czujemy, że jest coś nie tak. Tylko właściwie co? Prawdą jest, że dominuje ideologia bierności, unikania brania na swoje barki rzeczy i spraw, na które nie mamy wpływu. Wewnętrzna bierność na świat i życie- bo przecież co ja mogę? Jednakże czasem pojawia się życiowa "zgaga", która uniemożliwia codzienne funkcjonowanie. Czasem rozrywa mnie myśl, że siedzę bez ruchu, jak marionetka, jak zużyta kukła w magazynie, która może tylko patrzeć, sęk w tym, że ja nie chce tylko patrzeć! Chcę mówić co myślę i czuję, a tych pokładów stanowych jest tak wiele, że nie warto dusić ich w sobie. Jednak co robić? Wyjść na betonową ulicę i krzyczeć - Nie zgadzam się?! Przecież to oczywiste, że nie zgadzam się ze wszelkimi reformami, którymi świat i kraj atakuje nas zewsząd. Na krakowskich plantach widnieją porozstawiane stanowiska- za i przeciw: aborcji, związków partnerskich, opozycji, koalicji, PiS-owskich rządów... Tego jest tak wiele. Z każdej strony codzienność atakuje nas, żebyśmy dokonali wyboru, stawiając nas w świadomości, że przecież wszystko zależy od nas. Czyżby? Czy tak wiele zależy od nas? Czy jednak to wszytko nie jest tylko niepojętą grą, w której my- prości ludzie- spełniamy rolę pionków? Nie wiem... i te pytania zawsze doprowadzają mnie do wewnętrznej frustracji, bo przecież skoro mamy demokratyczny wybór- ktoś doprowadził do dzisiejszego stanu. 

Ktoś zadecydował, że woli być trzymanym za "pysk" w kolejnych wyborach i krokach, które chce podjąć. Mało tego, tych głosów była większość. Mamy być źli? Nie. To nie ma większego sensu, rzewne płakanie nad rozlanym mlekiem nikogo nie uspokoi. Wzajemnie obwinianie? Czy aby właśnie nie o to chodzi, żeby bliźni bliźniemu był obcy i odpychający? Czasem mam wrażenie, że taki jest cel. W jednej z ostatnich rozmów pokusiłem się o stwierdzenie, że świat zbyt wiele lat miał pobłażliwy stosunek do wszystkiego. Nikt nie pokusił się o mocny plan działania, o strategię, która mogłaby zrewolucjonizować wszystko. Byliśmy w stanie dobroci (powiedzmy), który nijak miał się do zmian. Jednakże ludzie potrzebują dowódcy, potrzebują głosu, który powie "idziemy w prawo" a nie jak zawsze powie "możecie iść gdziekolwiek". Zbyt wielka możliwość wyboru zawsze wiąże się z niepowodzeniem. Dlatego znużeni ludzie wiecznymi swobodnymi wyborami wybierają jednostkę, która mówi im co mogą, a czego nie. Czy dzisiejszego dnia są zadowolenia, dumni sami z siebie? Szczerze mówiąc mam nadzieje, że nie. Zbyt intensywne ingerowanie w nasze życie osłabia nas wszystkich. Dziś pozbawieni tego, co bywało dla nas normalnością zaczynamy wariować. Tłumy wychodzą na jedną ulicę, jednakże ta ulica "murem podzielona"- jedna strona za, druga przeciw. Wielka wojna domowa... A my? Mamy patrzeć z bezpiecznej pozycji, kto pierwszy się podda czy skona na bruku? Nie! Po to mamy głos i silną wolę, żeby mówić wszem i wobec, że miłość nie wyklucza, że sianie jakiejkolwiek propagandy mija się z celem. Że jesteśmy zagubieni i tylko ludźmi, którzy popełniają błędy, których piętno nosimy przez całe życie. Przekupiła "nas" łapówka populizmu, która miała załatwić wszystkie nasze troski. A stała się naszą piętą achillesową, która poróżnia raz po raz... a wystarczyłby racjonalny dodatek, dofinansowanie do pomocy dydaktycznych, które jak wiemy kosztują majątek... Wystarczyłoby swoiste wytłumaczenie i zrozumienie, że miłość jest czymś niepojętym i nie warto mieszać w to religie i politykę. Czy to tak wiele?
Obiecałem sobie, że nie będę pisał o polityce. To tak odległy dla mej duszy temat, tak wiele nie rozumiem, tak wiele nie doczytałem... ale widzę i to mnie boli. Zmiany, których piętno odczuwamy i będziemy odczuwać jeszcze długi czas. Odpowiedzmy sobie czy było warto, oddać się za "bonusy" innym... Miejmy nadzieje, a ja ją mam- jako nieposkromiony marzyciel, że wszystko dzieje się po coś.

Nawet jak ta codzienność rozczarowuje, i dudni wniebogłosy przynosząc dyskomfort, to jest ruch, zmiana część planu, który się realizuje i mimo, że bywa niepobłażliwy , czy właśnie tego nie pragniemy? Kolejnego pułapu, kolejnej głębokiej wody, by wśród refleksyjnej rdzawej jesieni powiedzieć sobie- daliśmy radę!

I nawet jak drzewa zaczną obumierać a chodniki odzieją się w szkarłatne liście, będziemy stąpać. Nadal przed siebie, zastanawiając się co możemy zrobić, czego chcielibyśmy dokonać, ewentualnie znowu załamać się jak pogoda, na ułamek sekundy, na jedno mgnienie oka, przyodziać się w pościele i konać w rytm jesiennych melancholii, przecież jesień nam wszystko usprawiedliwi. Nawet deszczowe wieczory w sadowych drzewach Pani posiadłości i moich wciąż nieznanych brukowych, betonowych krajobrazów.

Z głośników rozbrzmiewa soundtrack "Single Man" w reżyserii Toma Forda. Zimno, bo grzejniki wciąż niesprawne, deszcz kapie ale przecież... "Kraków jeszcze nigdy tak jak dziś"...

M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz