Nie odpisałam na Twój ostatni wpis, gdyż uznałam, że to był manifest- a moja odpowiedź byłaby zbędnym dodatkiem do tak mocnego głosu. I przemyślanego. Pomyślałam czytając, że przeszedłeś już naprawdę potężną metamorfozę, skoro dostrzegasz, że życie nie polega wcale na tym, by płynąć z prądem, ale czasem trzeba- w imię obrony własnej postawy- opowiedzieć się mocniej na ważny społecznie temat. Deklarując swoje wsparcie dla ruchów feministycznych, a właściwie dla głoszonych przez feministki postulatów- zauważyłeś, że nie wszystko w kwestii równego traktowania płci jest ok. Ja w ubiegłym tygodniu dowiedziałam się, że naukowcy potwierdzają, że jestem mniejsza i mniej inteligentna od mężczyzn. Niesamowite!:) Mogę to jeszcze jakoś przełknąć, ale głosu pewnego polityka, że z tego powodu powinnam mniej zarabiać, ponieważ i tak mężczyzn bardziej interesuje mój biust niż moja inteligencja- nie bardzo.
Zastanawiam się skąd ta pewność, że to co robimy jest gorszej jakości. Powtórzę za Tobą: wychowujemy, uczymy, zarządzamy, projektujemy, tworzymy, leczymy, baaa- walczymy, chronimy, patrolujemy granice itp.... Nie potrzebuję jakieś specjalnej troski państwa np. w zakresie podejmowania za mnie decyzji w sprawie macierzyństwa...Potrzebuję szacunku i wolności.
Twój tekst skłania mnie do jeszcze jednej refleksji: tego trzeba wciąż uczyć. Tulipan z okazji Dnia Kobiet nie miał dla mnie żadnego seksistowskiego wymiaru- poza kulturowym i obyczajowym, podobnie jak poproszenie mężczyzny o pomoc nie jest przyznaniem się do słabości....Jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Powinniśmy się szanować. A w kwestiach społecznych, ekonomicznych i politycznych mamy równe prawa. Przyjęcie tych czterech zasad wystarczyłoby, żebyśmy sobie nie skakali do gardeł.
A teraz do sedna.
Dopóki mamy obok siebie kogoś, kto nawet nie do końca akceptuje nasze wybory, czy poglądy- ale z szacunku do nas, czy z powodu więzi- jest obok, nie czujemy osamotnienia. Może to i licha pociecha, że zawsze znajdzie się ktoś, kto myśli podobnie jak my i np. dostrzega niesprawiedliwość. Zgodnie z zasadą- jeżeli czujesz się silniejszy psychicznie- nie wykorzystuj tego dla siebie, ale wypowiadaj się w imieniu tych, którzy są słabsi, mniej odważni...
Swoją postawą bardzo pomogłeś kilku osobom z naszego środowiska szkolnego, choćby tekstem o inności, albo tym o Aniołach.
Dobrze wiesz, że czasem po lekturze fancy były łzy ale też i uśmiech na wielu twarzach. A ja nieoczekiwanie uzyskałam w Tobie niezwykłe wsparcie, bo nie do wszystkich mogę dotrzeć bezpośrednio, a tak bardzo chciałabym, żeby nasza szkoła była miejscem, gdzie się tworzy, a nie niszczy. Bardzo mi pomogłeś Mat. My nie zawsze możemy- czy też powinniśmy mówić coś wprost, a Ty to zrobiłeś. Jestem z Ciebie bardzo dumna.
ps. I w pełni popieram Twoje prawo do randek:)
E.
Dzień dobry/dobry wieczór
Z jednej strony bardzo się cieszę, że powściągliwie zrezygnowała Pani z wypowiedzi pod ostatnim artykułem, poczułem pewną aprobatę,
że mój tekst może samotnie dotrzeć do innych. Echo tego artykułu zapewne
rozchodzi się nadal po widnokręgu społeczności, ale w momencie publikacji, oprócz
wspomnianej wyżej pozytywnej energii, poczułem się nieco stęskniony- chyba tak
można nazwać to uczucie. Przyzwyczaiłem się, że echo naszego dwugłosu roznosi
się po ludziach, a może po prostu był to jakiś strach(?), że teraz wszystko
spadnie na moje barki. Tutaj płynnie mogę przejść do Pani sedna, a mianowicie
do wsparcia.
Pisząc Fancy Konwersacje razem, czuję to wsparcie na każdym
kroku, wiem, że mimo, iż czasem sobie „pokrzyczę”, bo coś mnie zdenerwuje, to
gdzieś na końcu odezwie się Pani głos, który nieco zawadiacko powie ,,Easy
Mat”. Teraz mogłoby się wydawać, że wsparcia nie uzyskałem, bo przecież
publikowałem coś solo, otóż nie. Pani asysta odzwierciedliła się w pełnym
zaufaniu, a nawet może jakieś fascynacji, że mój głos w tej sprawie nie potrzebuje
odpowiedzi. Tym bardziej cieszę się, że tutaj popiera Pani i podpisuje się pod
tym, co siedzi w mojej głowie. Ma Pani słuszność, że Wam (niestety)
czasem nie wypada dosłownie powiedzieć tego, do czego jest się przekonanym.
Szkoda, bo młodzi ludzie potrzebują głosów z zewnątrz, głosów osób
doświadczonych, aby móc wyklarować swoje własne światopoglądy. Zderzać młodego
ducha szaleństwa i buntu i duchem, który już czegoś doświadczył i często wie
dużo więcej. Wydaje mi się, że gdyby nasze szkolne placówki w kraju były tak
ludzkie, jak nasza, ludziom-tym młodym znacznie przychylniej byłoby żyć, a nie
tylko przeżywać lata edukacji.
Dziękuje mi Pani, co przyznam, onieśmiela mnie, rozwesela i
unosi nieco wyżej na chwilę. To niesamowite uczucie- wiedzieć, że ktoś nas
docenia. Tym większa radość, gdy ceni i dziękuje persona, która jest
autorytetem. Myślę, że oboje możemy sobie podać rękę, uśmiechnąć się od ucha do
ucha i dziękować za wszystko i zapewne jeszcze nie raz, nie dwa. Tak właśnie
będzie. Wsparcie jest tym czynnikiem, bez którego jest naprawdę trudno. Coś o
tym wiem, kiedyś sam odizolowałem się od tych ludzi, którzy to wsparcie dawali
i chcieli dawać. Jak wiadomo każdy popełnia jakieś błędy, ważne by wyciągnąć z
nich wnioski. Ja dochodziłem do tych wszelakich wniosków bardzo nie oczywiście,
musiałem się „poparzyć”, „utopić” i „zakrztusić” w codzienności, by dziś
otwarcie cieszyć się i doceniać wsparcie takich osób jak przyjaciele czy
rodzina. Bez wsparcia czasem jest trudno „umyć zęby”, jak pisała Grochola w
„Nigdy w życiu!”. Zresztą wszyscy powinniśmy mieć świadomość, że te piękne,
majestatyczne momenty, ale również te upodlone i trudne najlepiej jest
przeżywać u boku osoby, która pomoże nam wziąć się w garść, albo rozświetlić
zadowolenie jeszcze bardziej.
Odkąd pamiętam mam „talent” do bycia głośnym myślowo i
zdarzało się, że za to co myślę i mówię „dostawałem po uszach”, ale ja po
pierwsze nie umiem, a po drugie bardzo nie chce być cicho. Mógłbym się znowu
„zadławić” i przestać tak buntować czy iść pod prąd. Jednak z biegiem czasu,
może ma Pani racje, zaszła we mnie przemiana, bo ten bunt nie jest już tylko
błahym uderzaniem pięściami w ścianę, a może głębszą myślą, która nastraja
innych do rozmów czy zmian. Chcę tak myśleć i wierzyć, pokładać pewną nadzieję.
Ze wsparciem, które dostaje, jest o niebo łatwiej a przy tym niesamowicie
inspirująco. Tych mniejszości jest mimo powszechnych opinii bardzo dużo, tych
wszystkich pogubionych ludzi jeszcze więcej.
Jeśli tylko w jakiś sposób
utożsamiam się z takowymi osobami, nie chce stać w cieniu i szeptać – Tak, macie
racje. Chce stać z przodu i krzyczeć – MAMY racje! Oczywiście jest w tym ukryta
pewna metafora, którą rozwiąże Pani i osoby, które dobrze mnie znają… choć w
sumie, czy pisanie o swoich poglądach tak jawnie i otwarcie nie ukazuje naszym
czytelnikom – jaka jest Elżbieta Urbańska i Mat Mosiala?
M.